niedziela, 24 czerwca 2018

Rozdział dziewiąty

Oparłeś się o swój samochód uderzając palcami w maskę słysząc długie sygnały połączenie wyobrażając sobie z uśmiechem jak twój przyjaciel szuka telefonu komórkowego pod stertami ubrań i przedmiotów, które składuje w swoim mieszkaniu. Zastanawiałeś się nad tym, że mimo, że byliście rywalami, gdy wchodziliście na olsztyńskie boisko albo stawaliście pod złotym sufitem radomskiej hali nadal potrafiliście znaleźć wspólny język. Może właśnie to, że poznaliście się tak dobrze pozwalało wam tak bezgranicznie ufać sobie podczas kolejnych, wygranych turniejów - ta znajomość Tomasza Fornala pozwoliła ci też zobaczyć, że coś się zmieniło. Nie wiedziałeś kim jest ta dziewczyna, która postawiła jego świat do góry nogami, ale cieszyłeś się, że znalazł kogoś kto pocieszy go po meczu albo będzie cieszył się z nim po wygranej. Miał przed sobą przyszłość w najlepszych klubach, grając o najwyższe cele i potrzebował kogoś takiego jak twoja Lena, która byłaby mimo wszystko, niezależnie od ilości punktów, skończonych ataków i asów serwisowych. Nie zapomnisz do końca życia tego wieczoru, gdy staliście na parkingu tuż obok ogródków działkowych i usłyszałeś jej zachrypnięte “jestem w ciąży”, które jednocześnie wgniotło cię w ziemię i dodało skrzydeł. Sam nie wiedziałeś czy jesteś gotowy na tak szybkie stanie się dla kogoś wzorem, bohaterem i obrońcą, sam niedawno przestałeś być dzieckiem.
Nie potrafiłeś wzbudzić w siebie radości, bo gdy tylko na twojej twarzy pojawiał się uśmiech po chwili znikał spędzony wątpliwościami i strachem. Widziałeś rodziny swoich kolegów z siatkarskich parkietów, widziałeś ich wątpliwości podczas wyjazdów - miałeś się rozwijać, a nie utknąć w pieluchach. Widziałeś stęsknione dzieci rzucające się na ojcowskie szyje, gdy wychodzili z zielonego, olsztyńskiego autobusu, ale czy życie z ojcem w ciągłym rozjazdach, rodziną żyjącą na walizkach bez stabilnej przyszłości nie było twoim wymarzonym scenariuszem na życie. Sam nie wiedziałeś co zrobić, jak się zachować, a natłok myśli sprawiał, że nawet najsilniejsze leki, które kupowałeś hurtowo w osiedlowej aptece nie pomagały. Od tego momentu minął tydzień, a ty z każdym dniem coraz bardziej czułeś, że ta świadomość, ta cholerna odpowiedzialność, która spadła na ciebie w jednej chwili przygniata cię i dusi coraz bardziej. Uderzyłeś pięścią nieco mocniej w maskę denerwując się, że jedyna osoba, która niewyśmieje twoich wątpliwości nie odbiera tego urządzenia, z którym się przecież normalnie nie rozstaje.
- Halo - usłyszałeś w końcu i czułeś, że jego słowa odbierają ci trochę ciężaru, który dźwigałeś na swoich barkach. - Stęskniłeś się Kubusiu? Nie martw się jeszcze trochę i odbierzemy Indykom upragnione punkty.
Nie miałeś nawet siły, żeby zaśmiać się na jego przytyk dotyczący zbliżającego się spotkania między waszymi drużynami. Snułeś się po Olsztynie jakbyś był duchem, a sam czułeś się jakby ktoś cię przeżuł i wypluł.
- Nie mam nastroju, Tomek - warknąłeś przez zaciśnięte zęby czując jak kolejna tabletka przeciwbólowa przestaje działać. Zacząłeś nerwowym ruchem szukać opakowania w kieszeniach spodni, jednak znalazłeś tylko puste pudełko, którym w akcie desperacji cisnąłeś na chodnik. - Zostanę ojcem.
Rzuciłeś to nienależącym do ciebie głosem, zupełnie otępiały i wsłuchiwałeś się w ciszę po drugiej stronie słuchawki. Pewnie, gdyby to Fornal rzucił ci nagle takimi słowami zareagowałbyś podobnie. Nie sądziłeś, że będziesz miał dziecko w wieku dwudziestu lat. Nie sądziłeś, że będziesz musiał się ustatkować w wieku dwudziestu lat. Nie sądziłeś, że w wieku dwudziestu lat będziesz musiał ustawić swój system wartości. Nie sądziłeś, że nie będziesz się z tego wszystkiego cieszyć. Nie miałeś nic przeciwko dzieciom, często pomagałeś przyjaciołom z młodszym rodzeństwem czy kuzynostwem, jednego lata nawet zostawałeś z córeczką sąsiadki, a wszystkie dzieciaki z bloku uwielbiały się z tobą bawić. Nie poznawałeś swoich reakcji, myśli, które krążyły ci po głowie i najchętniej rzuciłbyś to wszystko i wyjechał gdzieś z daleka, aby to wszystko ułożyć, przemyśleć. Był środek sezonu, sztab szkoleniowy, sponsorzy chcieli coraz więcej, a ty nie byłeś w stanie skończyć na treningu żadnej z piłek, na nic było karcące spojrzenie trenera, zaczepki Plińskiego - byłeś myślami gdzieś indziej, w dalszym ciągu na tamtym przeklętym parkingu.
- Stary, nie wiem co mam ci powiedzieć - twój rozmówca westchnął głośno, a ty zrobiłeś to samo. - Nie wiem mam ci gratulować? - pokręciłeś głową, bo sam nie wiedziałeś czego od niego oczekiwałeś, zapewnienia, że to tylko sen? słów, że wszystko będzie dobrze? że to przecież nic nie zmienia w twojej karierze? to wszystko byłoby kłamstwem, a przecież nie usłyszał jeszcze wszystkiego. To jeszcze nie był moment, w którym mógłby tobą wstrząsnąć, ale zbierając się, aby powiedzieć te słowa zdałeś sobie sprawę, że to bardziej do niego by one pasowały. Tomek był szalony, nieprzewidywalny i niezależny; to jemu zależało na wolności i to on mógłby powiedzieć, że czuje się skołowany, że nie jest gotowy. Może jednak działało powiedzenie, że z kim się zadajesz takim się stajesz, może po prostu ludzie postrzegali cię błędnie, może zachowywałeś się jak przystało na skromnego chłopaka, bo tego od ciebie wymagano, bo tego chciano, bo ty chciałeś wszystkich dookoła zadowolić.
- Co ja mam teraz zrobić? - zapytałeś, ale wcale nie oczekiwałeś odpowiedzi, bo na to pytanie nie było żadnej dobrej. Nie potrafiłeś spojrzeć w oczy Lenie, ale nie czułeś sie gotowy. Jasne było, że postarasz się zrobić dla niej i dziecka wszystko co tylko będziesz mógł, ale nie potrafiłeś jej powiedzieć, że się boisz, bo wiesz, że sobie nie poradzisz. Nie potrafiłeś nawet przed sobą samym przyznać się, że go nie chcesz. Zawsze mówiono ci, że to jest dar, ale i obowiązek - nie byłeś w stanie jemu sprostać, a nie chciałeś robić czegoś źle; albo się coś robi najlepiej jak się potrafi albo wcale. - Mam jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze? Ale przecież wiemy, że tak nie będzie. Bo ja nie jestem na to gotowy, bo ja do cholery chcę dać dziecku normalną rodzinę, a na dzisiejszy dzień nie jestem w stanie to zrobić. Jasne, wiedziałem, że żadna antykoncepcja nie daje stuprocentowej pewności, ale dlaczego to się przytrafiło akurat mi? Gdzie tu jest sprawiedliwość?! Ludzie latami starają się o dziecko, a ja gdy go nie chcę to je dostaję. To jest pieprzona ironia losu, Tomek. Jakie ja mam mu dać wzorce? Przecież mnie ciągle nie będzie. Może lepiej jeżeli Lena wychowa je sama, na jedno wyjdzie.
Czułeś się jakbyś uderzył głową w mur i on runął na ciebie. Stałeś pośrodku parkingu przed galerią handlową i czułeś się jak śmieć. Nie miałeś do siebie szacunku za słowa, które powiedziałeś, ale jeszcze bardziej za te, które dźwięczały ci w głowie. Buzował w tobie gniew, strach i poczucie zawodu na samego siebie. Nie tego się spodziewałeś, ale nie mogłeś pozwolić na robienie czegoś na siłę. Postarasz się pokochać to dziecko, ale nie - przecież ty już je pokochałeś. Zrobisz wszystko, aby wyrosło na lepszego człowieka niż ty. Nie wiedziałeś co dalej będzie z tobą i Leną, jak to się rozwiąże, ale ta ciąża zwyczajnie cię przerosła - mogłeś tylko ją przeprosić, obiecać, że jej pomożesz i wierzyć, że znajdzie kogoś lepszego niż ty.
- Kuba, nie możesz podejmować takich decyzji w emocjach - przyjmujący starał się ciebie uspokoić, ale z tej sytuacji nie widziałeś innego wyjścia. Starałeś się wybrać mniejsze zło, zresztą przecież dzisiaj co trzecie dziecko wychowuje się w rozbitej rodzinie, a ty będziesz na każde jej lub jego skinienie, spełnisz każde marzenie. - Ochłoń!
- Nie chcę go bardziej skrzywdzić swoją obecnością - rzuciłeś czując jak wszystkie organy podchodzą ci do gardła. - Tomek, ja go nie wychowam, nie ma opcji. Chociaż mi z tym tak cholernie źle.
Zakończyłeś rozmowę bez pożegnania czując jak bardzo kręci ci się w głowie. Prawie odruchowo wybrałeś numer blondynki czując, że to nie będzie najprzyjemniejsza rozmowa w twoim życiu, ale nie chciałeś jej okłamywać, nie zasługiwała na to.

***

Przekroczyłeś próg mieszkania warszawianki i oplotłeś smukłymi palcami jej nadgarstek, przyciągając ją do siebie stanowczym ruchem za nim jeszcze zdążyła się od ciebie oddalić. Zderzyła się z twoim ciałem, a ty bez słów wpiłeś się zachłannie w jej aksamitne wargi, chcąc, aby ta chwila trwała wiecznie. Byłeś przekonany, że im dłużej potrwa pocałunek, tym szybciej tęsknota zaniknie. Trwałeś jednak w błędzie, bo im dłużej smakowałeś jej ust tym bardziej odczuwałeś ją ze zwiększoną siłą. Dopiero teraz dała upust swojej potęgi. Choć nigdy nie odczułeś takiego rodzaju głodu mogłeś porównać go do łaknienia krwi przez wampira, który dłuższy czas nie zaspakajał swoich potrzeb i pragnienie osiągnęło poziom szczytu. Wtedy ta istota nie była w stanie myśleć o czymś innym. Zagłuszyć potrzeby. Dokładnie tak się właśnie czułeś. Jak wygłodniały potwór, który dłuższy czas nie zaspokajał potrzeby pożywienia się. Popchnąłeś ją delikatnie na pobliską ścianę, nie odrywając się od niej ani na sekundę i uniosłeś jej odkryte udo, zahaczając o swoje biodro. Sunąłeś opuszkami palców po jej jedwabnej skórze, czując pod nimi prąd przeszywający jej ciało. Wplotła palce w twoje miękkie włosy. Jęknąłeś przeciągle, odchylając głowę lekko do tyłu,  kiedy pociągnęła za ciemne kosmyki. Pogłębiła pieszczotę, uśmiechając się cwanie pod nosem. Wsunąłeś dłoń pod materiał jej bluzki, a kiedy spoczęła na jej płaskim brzuchu momentalnie przerwała wymianę żarłocznych pocałunków pomiędzy wami i minęła cie bez słowa. Zmarszczyłeś brwi, wodząc wzrokiem za jej drobną sylwetką i odnotowałeś w myślach fakt, że to chyba pierwszy raz, kiedy ci odmówiła.
- Nie dziś. - burknęła, wyczuwając twój wzrok na sobie. Zdziwiony jej słowami zadarłeś brwi ku górze i delikatnie rozchyliłeś usta. - To co oglądamy? - pośpiesznie zmieniła temat,  nie obdarowując cię nawet jednym spojrzeniem i przeszukując kuchenne szafki.
Uniosłeś pytająco brew, przyglądając się jej poczynaniom w kuchni i rozważałeś po co tak naprawdę poprosiła cię o przybycie do jej mieszkania. Nie zamierzałeś dawać za wygraną. Korzystając z jej nieuwagi zjawiłeś się w danym pomieszczeniu i kiedy okręciła się na pięcie musiała się zmierzyć z twoją bliskością oraz  czujnym, powątpiewającym wzrokiem.
- Naprawdę zaprosiłaś mnie do siebie tylko po to, aby obejrzeć film? - parsknąłeś nieco rozbawiony.
- Nie musi być film. Może być serial. - wzruszyła ramionami.
- Lena, dobrze wiesz o co mi chodzi. - wypowiedziałeś twardo, układając ręce po obu stronach jej bioder i patrząc jej prosto w oczy.
Nawiązałeś z nią kontakt i zawisłeś w nim na dłuższą chwilę. W jej czekoladowych tęczówkach brakowało ogników szczęścia, które zawsze były tam obecne, kiedy znajdowałeś się w pobliżu.  Nie dane było ci w nich ujrzeć tego diabelskiego błysku czy iskierek pożądania, które na stałe znalazły tam swoje miejsce podczas waszych spotkań. Niepokoił cię brak tych detali. Może były to drobiazgi, niuanse, ale nadawały szczególne znaczenie jej osobie. Jej oczy sprawiały wrażenie wyblakłych. Totalnie przygasły. Były jakby zamglone. Nie miałeś pojęcia dlaczego cię tu ściągnęła, ale ewidentnie coś było nie tak.  Nie zachowywała się swobodnie. To nie była ta Lena Zawadzka, którą znałeś od minionych kilkunastu miesięcy. Cisza, która pomiędzy wami się zrodziła zaczęła cię już drażnić. Uniosłeś jej podbródek dwoma palcami i spojrzałeś błękitnymi oczami wprost w jej ciemne tęczówki. Ta momentalnie spuściła wzrok. Miałeś wrażenie, że coś przed tobą ukrywa. Złapała cię za rękę i zaciągnęła za sobą do salonu. Opadła na kanapę i gdy zająłeś miejsce obok niej ułożyła głowę na twoich udach, wpatrując się w ciebie niczym w dzieło sztuki. Kto wie, może dla niej właśnie nim byłeś?
- Pokłóciłam się z nim. - powiedziała półgłosem z wyraźną nutą smutku.
Gładziłeś dłonią jej blady policzek, wzdychając głośno. Oczekiwałeś jakiś konkretów, dlatego też obdarowałeś ją pokrzepiającym uśmiechem i pochyliłeś się nad nią, składając czuły pocałunek na jej chłodnym czole. Przecież  nikt nie uchodził bez konfliktów w związku. Nie rozumiałeś powodu dla jakiego aż tak się tym przejmowała. Spojrzała na ciebie zdziwiona i mruknęła pod nosem:
- Kiedyś taki nie byłeś.
- Czyli jaki? - wlepiłeś w nią pytające spojrzenie.
- Troskliwy. Wyrozumiały. Ciepły. - jej melodyjny głos roznosił się po wnętrzu pomieszczenia.
- To ty mnie zmieniłaś. - odparłeś, wznosząc nikle kąciki ust.
Tymi słowami spowodowałeś, że i na jej ustach zagościł subtelny uśmiech. Przepraszając strąciłeś ją na chwilę z siebie i powędrowałeś do toalety, aby odebrać połączenie od Filipa. Nie chciałeś, aby usłyszała, że z nim rozmawiasz, gdyż może dzwonił do ciebie właśnie w jej sprawie. Zaakceptowałeś próbę od atakującego i w tym samym momencie omiotłeś przelotnym wzrokiem półkę przy lustrze. Jeden przedmiot jednak przykuł twoją uwagę. Sięgnąłeś po niego i obracałeś go w palcach, tocząc konwersację z przyjacielem. Zakończyłeś rozmowę i nagle jakby uświadomiłeś sobie jak ważną rzecz trzymasz w dłoniach. Zmrużyłeś oczy, a następnie rozbieganym wzrokiem zmierzyłeś przednią część białego plastiku i przełknąłeś głośno ślinę, kiedy na wskaźniku wychwyciłeś dwie czerwone kreski. Miałeś nadzieję, że się pomyliłeś, że to nie oznacza tego co teraz błądziło po twoich myślach. Drżącą dłonią nacisnąłeś na klamkę drzwi i wparowałeś pośpiesznie do salonu, gdzie znajdowała się właścicielka mieszkania.
- Lena. Czy to jest..? - wyszeptałeś ostrożnie z lękiem, układając tworzywo na stoliku przed nią i siadając obok blondynki.
- Test ciążowy? Tak. - skinęła głową.
- Czy to oznacza, że Ty...?-nadal stąpałeś roztropnie po gruncie.
- Jestem w ciąży.-wychrypiała, wbijając wzrok w podłogę.
- Ale jak to? Przecież, przecież...-jąkałeś się, podrywając się na równe nogi.
- Tomek, spokojnie.- dołączyła do ciebie i ułożyła dłonie na twoich barkach, przypatrując ci się uważnie.
- Od kiedy wiesz?-mruknąłeś cicho.
- Od niedawna.-odparła równie nieśmiało jak ty.
- A kto jest ojcem?
Wypuściła powietrze ze świstem, okręcając się na pięcie i odchodząc na niewielki dystans od ciebie, by po chwili przemierzać nerwowo odległość wzdłuż salonu, a ty już wiedziałeś doskonale o co pokłóciła się z chłopakiem. Opadłeś ociężale na kanapę i utkwiłeś twarz w dłoniach. Zawsze marzyłeś o takiej małej kopii siebie. Wyobrażałeś sobie jak z błogim uśmiechem przypatrujesz się małej istotce, która turla błękitno-żółtą piłkę po podłodze, a ty ostrożnie ją jej podajesz. Kochałeś Zawadzką i myśl, że mogłeś stać się ojcem właśnie jej dziecka wprawiała cię równocześnie w euforię, ale także lęk. Przecież byłeś tylko 20-latkiem., a już mogliście wraz z dziennikarką zostać rodzicami. Westchnąłeś głośno, tocząc bitwę z własnymi myślami. Poczułeś jak materiał kanapy ugina się pod jej ciężarem, a chwilę później otuliła cię jej słodka woń. Zagłębiłeś twarz w jej szyi i przymknąłeś powieki. Objęła cię ramieniem i musnęła ustami twój policzek.  Chwilę potem tonęliście nawzajem w swoich objęciach i wsłuchiwaliście się nawzajem w wasze przyśpieszone, nierównomierne oddechy,
- Co by się nie stało, Lenka to ja cię kocham i będę kochał.-wyszeptałeś wprost do jej ucha.
Choć twoje powieki były przymknięte byłeś przekonany, że na jej ustach gości teraz błogi, rozkoszny uśmiech.

***
R: Musiałam to zrobić! Kuba ma w głowie olbrzymi mętlik, ale spróbujcie go zrozumieć. Proszę!
F: Witam Was jako stara Kaśkablogera pod nową nazwą ^^ Z tej strony Fornalove :D Jak widzicie nasi chłopcy mieli                                     zupełnie inne reakcje na słowa Leny. Kubę to niestety przerosło, a Tomek o dziwo się ucieszył, ale czy bd mu tak                                         wesoło jak dowie się z kim konkuruje o ojcostwo? Szykujemy naprawdę niezłą zadymę ^^ Do zobaczenia                                                          prawdopodobnie w weekend ;*