poniedziałek, 30 grudnia 2019

poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Epilog


   Huk odbijanych rytmicznie piłek niesienie się po radomskim obiekcie, pieszcząc twoje uszy. Ten odgłos powtórnie wprowadza cię w błogi stan. Siatkówka ponownie sprawia ci multum radości. Piłka skąpana żółto-błękitnymi barwami ponownie nadaje twojemu życiu sens.  Odzyskałeś w nim równowagę Tomaszu, z czego możesz być zadowolony. Nadal jednak nie miałeś pojęcia jakim cudem podniosłeś się z takiego dołka. Być może była to zasługa kapitana spalskiej drużyny a być może rzeszowskiego libero? A w głębi duszy wiedziałeś, że odpowiadał za to jeszcze inny czynnik. Pozwoliłeś kącikom ust drasnąć wyżyny, gdy twoją głowę otuliła ta zanurzona w niepowtarzalnej, wyjątkowej magii chwila. Wiadomo pokrytych jasnym tonami ścian, oślepiający cię wielki strumień światła znajdujący się nad miłością twojego życia oraz starsza kobieta rzucająca fachowymi stwierdzeniami z prędkością naboi opuszczających pistolet. Do dziś pamiętałeś każdą chwilę ten intensywnej nocy, kiedy przyodziany w zieloną narzutę ściskałeś jej drobną dłoń niejako jak otrzymane dopiero cenne trofeum, które nie zamierzałeś nikomu oddawać. Odtwarzałeś spojrzenie jej czekoladowych tęczówek utkwione w twojej twarzy, która z każdym jej przeszywającym ciszę w pomieszczeniu przeraźliwym, przeciągłym krzykiem stawała się coraz bladsza. Jej oczy przepełniało zmęczenie oraz strach spowodowany wątpliwościami czy wszystko przebiegnie pomyślnie, którym podzieliła się z tobą przez telefon tuż przed rozpoczęciem rozgrzewki poprzedzającej spotkanie twojej drużyny i ekipy z Będzina, którego szeregi zasilał twój brat. Pognałeś wtedy do trenera i popatrzyłeś na niego błagalnie, wskazując dłonią telefon i tłumacząc w popłochu co się właśnie rozgrywa w warszawskim szpitalu. Prygiel widząc twoje roztrzepanie i przejęcie całą sytuacją poklepał cię po ramieniu, szepcząc do ucha, abyś nie zemdlał na sali porodowej i posłał ci tajemniczy uśmiech. Uściskałeś go solidnie, piszcząc uradowany i wybiegłeś z hali, chcąc znaleźć się jak najszybciej w środku swojego  klubowego samochodu. Starałeś się wspierać matkę twojego dziecka jak tylko mogłeś, ale ona jedynie rzucała ci groźne spojrzenia, prosząc bezdźwięcznie za ich pomocą, abyś zamilkł. Przypatrywałeś się jej porcelanowej twarzy niemalże wtapiającej się niebezpiecznie w barwę znajdującej się za nią ściany i z rozchylonymi wargami obserwowałeś jak co rusz dociska przymknięte powieki pod wpływem przeszywającego ją stężenia bólu i rozwiera usta, aby wydać z krtani rozległy jęk, ale nie ten z pokroju tego, kiedy doprowadzałeś ją do rozkoszy w twojej lub jej sypialni. Nawet tak zmarnowana, wyczerpana i pozbawiona tej promienności, z wilgotnymi włosami i strugami tuszu do rzęs na policzkach była dla ciebie piękna. Fornalu, już wtedy wiedziałeś, że zasmakowałeś prawdziwej miłości. A gdy z jej wnętrza wydobyła się kruszynka i wręczono ci nożyczki, aby odciąć pępowinę padłeś na podłogę, a jedynym dźwiękiem jaki zarejestrowałeś przed utratą przytomności był jej uroczy śmiech. Stanęło na tym, że to Kochanowski również obecny w placówce przeciął więź pomiędzy rodzicielką a dzieckiem. Tak pośpiesznie przemierzałeś wnętrze budynku, że nie dostrzegłeś jego skulonej na krzesełku sylwetki znajdującej się przed pomieszczeniem, gdzie na świat zostało wydawane nowe życie. Pokręciłeś głową, chcąc odgonić od siebie te wspomnienia i powrócić duszą do radomskiej hali. W tym samym momencie zostałeś skarcony lodowatym spojrzeniem trenera, więc szybko zabrałeś się do pracy i skończyłeś atak z lewego skrzydła, umieszczając Mikasę lekkim pchnięciem tuż na nieskazitelnie białej linii. Robert posłał ci subtelny uśmiech, a ty wskazałeś na siebie dłońmi, prezentując swoje śnieżnobiałe uzębienie w całej okazałości.
– Wła la!

***

Popijasz po raz ostatni kawę patrząc na logo chyba najpopularniejszej sieci stacji benzynowych w całym kraju z przekornym uśmiechem. Nie myślisz jak genialny musiał być człowiek, który po wymyślił, w ogólnie nie myślisz o czerwonym logu; jesteś myślami gdzieś zupełnie indziej, ale nawet nie jest to żadne konkretne miejsce. Ubrany w najdroższą koszulę jaką miałeś w swojej szafie, a miałeś ich jak na twój gust i tak na dużo stałeś na styczniowym mrozie i zastanawiałeś się na twoim życiem. Przez ostatnie dwanaście miesięcy robiłeś to coraz rzadziej i trochę ci tego brakowało, ale przecież kochałeś mieć pełną kontrolę nad swoim życiem. Teraz wszystko było na swoim miejscu mimo, że czułeś ukłucie zazdrości, gdy Tomek chwalił się całemu światu pierwszymi krokami czy uroczym uśmiechem małego Aleksandra. Wiele razy radomski przyjmujący namawiał cię na spotkanie z chłopcem, ale mimo tego, że w Wiśle przelało się wiele wody to nie byłeś na to zwyczajnie gotowy. Nie umiałbyś się zachować w tej sytuacji, bawiąc się z dzieckiem, które mogło być twoje, którego mogłeś być ojcem. Z biegiem czasu zacząłeś sobie uświadamiać, że dobrze się stało, że to właśnie Fornal okazał się genetycznie spokrewniony z synkiem Leny, której od tego czasu, od czasu tamtej awantury w mieszkaniu nie widziałeś ani razu; czasem jej nazwisko migało ci przed oczami pod kolejnymi artykułami i wywiadami, ale dobrze czułeś się zupełnie od niej odcięty - nie było co kusić losu i wystawiać własnych uczuć na próbę. Ta cała szamotanina dużo ci odebrała, ale miałeś wrażenie, że dała jeszcze więcej - przyjaźń z kolegą ze szkolnych lat nigdy nie była silniejsza, a chęć zapomnienia i rozładowania chaosu, który przez wiele tygodni doprowadziła cię do miejsca, w którym teraz jesteś, nie tylko jako człowiek, ale również zawodnik. Pokiwałeś głową w stronę twojego menadżera, który postanowił podczas waszej dzisiejszej podróży prowadzić i wyrzuciłeś do kosza pusty kubek. Rozejrzałeś się po raz ostatni, a może po raz pierwszy po ośnieżonym Bełchatowie i na myśl, że jeśli wszystko pójdzie tak jak się spodziewasz za kilka godzin będziesz mógł wyobrażać siebie w tym miejscu. Wsiadłeś do samochodu przeczesując palcami włosy, bo z każdym pokonanym kilometrem czułeś coraz większe podekscytowanie. Propozycja od bełchatowskiego klubu przyszła nagle, w połowie sezonu i była totalnym zaskoczeniem, chociaż przecież wiedziałeś co spekulowały serwisy internetowe na temat następcy jednego z filarów ośmiokrotnego mistrza Polski. Przyszła w momencie, w którym trochę się pogubiłeś w swoim życiu, ale to ona dała ci możliwość ułożenia życia od nowa, grania i osiągania wyników, mierzenia się z najlepszymi, nie tylko na arenie krajowej. Chciałeś tego, ale nie podjąłbyś tej decyzji bez rodziny, przyjaciół, nie pamiętasz już ile godzin przegadałeś z rzeszowskim libero i radomskim przyjmującym, na których opinii zależało ci bardzo mocno. Zaśmiałeś się pod nosem odblokowując telefon, na którego ekranie pojawiło się zdjęcie sklepu internetowego Skry Bełchatów z dopiskiem, że przygotowania na sezon czas zacząć - odpisałeś krótko Dominice, która kibicowałaby ci niezależnie od tego gdzie byś grał. Domka okazała się jeszcze lepszą przyjaciółką niż sądziłeś i chociaż podczas tych prawie dwudziestu miesięcy kilka razy zastanawiałeś się czy nie jest czasem dla ciebie kimś więcej to jeśli nawet tak było nie chciałeś niczego przyśpieszać, chciałeś dać czasowi płynąć.
Zapamiętasz do końca życia stres towarzyszący ci podczas wchodzenia na piętro bełchatowskiej Energii i moment przechodzenia przez próg pomieszczenia, gdzie czekał nie kto inny jak prezes twojego przyszłego klubu. Po wymianie grzeczności, kilku żartach i ostatnich ustaleniach dostałeś do ręki czarno-żółty długopis i kilkanaście stron zadrukowanych kartek. Chwilę później twój podpis widniał w odpowiednich miejscach, a twoją ręką potrząsał Konrad Piechocki.
– Mam nadzieję, że będzie nam się świetnie współpracowało, a jestem przekonany o tym, że klub zyskał świetnego zawodnika – uśmiechnął się starszy mężczyzna prowadząc was do wyjścia.
Nie wiedziałeś czy ty też jesteś w odpowiednim miejscu, ale miałeś zamiar się przekonać i dać temu miejscu, klubowi i sobie szansę na stworzenie czegoś niesamowitego.

***

Salwy twojego śmiechu roznosiły się echem wokół zamieszkiwanego przez ciebie bloku, w którego kierunku podążałeś w towarzystwie młodszego o rok środkowego. Wyszarpałeś mu wręczone kilkanaście minut wcześniej w środku supermarketu reklamówki i starałeś się opanować rozbawienie jako pierwszy po jego kolejnym żarcie. Brakowało ci Ziobrowskiego, który od dwóch sezonów reprezentował barwy lubińskiego klubu, ale Huber świetnie wypełniał ci tą pustkę i po odejściu atakującego nawiązaliście dość silną więź. Czułeś ostoję, wiedząc, że zawsze możesz na niego liczyć. Twoje roześmianie momentalnie ustąpiło, kiedy w zasięgu wzroku siwych, błękitnych tęczówek zlokalizowałeś znajomy samochód, a kilka metrów dalej odnalazłeś blondynkę z dzieckiem na rękach. Spojrzałeś na Norberta i rozchylałeś już usta, aby przeprosić go i udać się do swojej poniekąd rodziny, ale siatkarz poklepał cię jedynie po ramieniu i uśmiechając się delikatnie zapewnił, że rozumie i zaproponował spotkanie się później. Pożegnałeś się z nim zbiciem piątki i odwróciłeś na pięcie w stronę podążającej ku wejściu do budynku kobiecie. Fala chłodnego powietrza uderzyła cię w twarz, powodując dreszcze na całym twoim ciele. Zagłębiłeś dłonie w kieszeniach jasnych dżinsów i westchnąłeś głośno. Każde jej pojawienie się tutaj kumulowało w tobie tuzin emocji. Wiele kosztowały cię te wizyty, bo wewnątrz chciałeś, pragnąłeś obdarować ją drugą szansą, ale obawa wydawała się być zbyt wielka. Tomaszu Fornal, opanowywał cię strach przed kolejnym ciosem ze strony tej niepozornie niegroźnej, kruchej dziennikarki. Twoje ciemne, kasztanowe włosy targał wiatr, nie pozostawiając na nich choćby cienia starannego ułożenia z przed poranka. Poprawiłeś spoczywającą na tobie granatową kurtkę i poderwałeś się z miejsca, obierając cel na dotarcie do klatki schodowej, a następnie swojego lokum. Narzuciłeś na głowę kaptur klubowej, czarnej bluzy i podbiegłeś do drzwi, chwytając je mocno i przytrzymując 27-latce. Lena zadarła głowę ku górze i spojrzała przelotnie na twoją twarz, obdarowując cię wdzięcznym uśmiechem. Przekroczyła próg budynku i pokonywała plik schodów. Twój wzrok mimowolnie spoczął na jej kuszących pośladkach wciśniętych w materiał czarnych spodni. Na migawki chwil, kiedy ugniatałeś je mocno czy ściskałeś zachłysnąłeś się powietrzem. Dziewczyna zaniepokojona zwróciła twarz ku tobie i badała twoją wzrokiem z uniesioną brwią. Na twoje policzki wpłynął obwity rumieniec, a Zawadzka zachichotała cicho, zdając sobie sprawę co było powodem twojego zakrztuszenia się. Zawstydzony  spuściłeś głowę, zmieszany podrapałeś się po głowie i rozwarłeś przed nią drzwi mieszkania, przepuszczając przodem. Po mimo upływu czasu nadal działa na ciebie tak samo. Nadal potrafiła pobudzić jednym ruchem, dotykiem, muśnięciem czy odważniejszym spojrzeniem. Jednak ty już nie byłeś taki sam. Dojrzałeś. Miałeś za sobą dwadzieścia dwie wiosny i nie chodziło ci już tylko o przyjemność, o jej bliskość, o seks. Oczekiwałeś gorącego, głębokiego uczucia. Wyczuwałeś to napięcie w powietrzu, kiedy oparła się biodrami o kuchenny blat i wpatrywała w ciebie, gdy zalewałeś wrzącą wodą jej ulubioną herbatę. O szyby twojego mieszkania uderzały krople jesiennego deszczu, a ich strugi tworzyły rozmaite szlaki i ścieżki, parujące naczynie zdałeś sobie sprawę, że nie bez powodu upatrzyła sobie datę dwudziestego piątego listopada dwa tysiące dziewiętnastego roku. Rozchyliłeś usta oszołomiony i pokręciłeś z niedowierzaniem głową, a cień uśmiech wpłynął na twoje spierzchnięte usta. Zmierzyłeś dłonią jasne włosy chłopczyka spoczywającego na wysokości jej biustu i wniosłeś znacznie kąciki ust, uśmiechając się do niego promiennie, gdy popatrzył na ciebie błękitnymi oczami, których barwę przekazałeś mu w genach. Blondynka obserwowała zadowolona tą sytuację, ale po chwili zadarła wzrok na twoją twarz.
– Pamiętałaś – mruknąłeś, wpatrując się głębiej w jej czekoladowe tęczówki.
Jej twarz momentalnie się rozpromieniła, kiedy idealnie odczytałeś jej intencje, ale po chwili przygasła, a jej wzrok został utkwiony w podłodze. Zagubiony nagłą zmianą jej zachowania uniosłeś jej podbródek za pomocą dwóch palców, nakazując jej tym gestem na siebie popatrzeć.
– Spróbujmy od nowa. Potrzebuję tego. – wypowiedziałeś pewnie.
– Nawet nie wiesz jak bardzo na to czekałam. – oświadczyła ci z radosnymi iskierkami w oczach. – Ale ty na coś bardziej. – dodała.
– Na co takiego? – utkwiłeś w niej zdezorientowane spojrzenie.
– Kocham cię, Tomek – rzekła z czułością w głosie.
Przymknąłeś powieki, chcąc zatamować łzy, które momentalnie zaszyły się w twoich oczach. To nie mogło być prawdą. Te słowa, które opuściły jej ozdobione krwistą czerwienią usta brzmiały jak najpiękniejszy sen. Wszystko czego dotąd pragnąłeś się spełniło. Zdobyłeś z reprezentacją Polski złoty krążek Mistrzostw Świata, osiągnąłeś w ubiegłym sezonie klubowym najwyższe dotychczasowe miejsce z radomską drużyną, zostałeś doceniony przez selekcjonera kadry, a teraz usłyszałeś upragnione dwa magiczne słowa, które wypowiedziane przez nią wywoływały gęsią skórkę na twoim ciele. Marzyłeś o tym od chwili waszego joggingu w parku, kiedy oświadczyłeś jej, że to nie tylko seks. Plany posiadania rodziny także zrealizowałeś nieco wcześniej niż w dalszej przyszłości, ale nie narzekałeś na to. Alek od chwili przyjścia na świat, a dokładniej osiemnastego listopada stał się twoim oczkiem w głowie. Noc z niedzieli na poniedziałek, gdy po raz pierwszy ujrzałeś jego tak podobną do matki twarz, siwe, błękitne tęczówki oraz jasne włosy odzwierciedlające odcień włosów Leny zapamiętasz na długo. Przyłożyłeś dłoń do oczu dziecka i zbliżyłeś się znacznie do dziennikarki. 27-latka musnęła subtelnie twoje zziębnięte wargi, ocierając się o nie powoli i zachichotała na widok twojej ręki na nosie waszego synka.
– Podrzućmy go Norbertowi i chodźmy na gorącą czekoladę. – zasugerowałeś, spoglądając na twarz Aleksandra. – Mamy wiele do nadrobienia. – przeniosłeś wzrok na twarz twojej dziewczyny i posłałeś jej delikatny uśmiech.
Skinęła jedynie głową i zaśmiała się na twoje rozemocjonowanie oraz chęć szybkiego nadrobienia zaległości. Nie kalkulowałeś. W rocznicę drugiego roku waszej znajomości zdecydowałeś się zaryzykować. Przechylić szalę na stronę otrzymania drugiej szansy, choć miałeś do wyboru odtrącenie jej i jedynie angażowanie się w wychowanie syna. Jednak nadal odczuwałeś tą chemię pomiędzy wami, którą nie każda para miała dar poczuć. Nie potrafiłeś opisać słowami walki jaką stoczyłeś od chwili pierwszego spotkania w szpitalu do dzisiejszego dnia. Zapierałeś się rękami i nogami przed poddaniem się jej urokowi czy jakimkolwiek zbliżeniem. Nie mogłeś ponownie wpaść w jej sidła, kiedy byłeś pewien, że nie darzy cię tym czym ty ją obdarowywałeś. Bezgraniczną, silną miłością. Wiedziałeś, że już wiecznie będzie żyła w twoim sercu czy umyśle, że wspomnienia z jej osobą nie zaginą, nie utoną w głębi twojej głowy. Nie potrafiłeś zapomnieć najlepszego okresu swojego życia, bo uczyniła cię szczęśliwym, jaką zadawała ci rozkosz podczas kolejnych nocy skąpanych ciemnością w jej warszawskim bądź twoim radomskim mieszkaniu, jak pobudziła w tobie uczucie.. Mogłeś tak wymieniać w nieskończoność, ale wydawało ci się to zbędne, bo ona doskonale wiedziała jaką euforie powodowała w tobie, kiedy znajdowała się obok ciebie i ze złączonymi waszymi dłońmi przemierzała wraz z tobą drogę do jednej z radomskich kawiarni. A później jaką radość dostarczała ci swoim melodyjnym głosem otulającym twoje uszy czy uroczym chichotem lub tym kiedy bawiła się twoimi smukłymi palcami i spoglądała głęboko w oczy co jakiś czas, rzucając ukradkowe spojrzenie na twoje wargi. Tęskniłeś za jej słodką otumaniającą cie wonią. Brakowało ci jej perlistego uśmiechu, w którym skryta była odrobina szczerości i i szczęścia. Tomaszu, byłeś niepewny co do zakończenia tej historii, ale teraz zdawałeś sobie sprawę, że warto było załamanym wylewać hektolitry łez, wlewać w siebie masowe ilości alkoholu, przybitym, pozbawionym chęci do życia spoczywać w sypialni i skrywać się pod przyjemnym, miękkim materiałem kołdry, przeżyć najsłabszy okres dyspozycji sportowej w twojej karierze oraz zostać prawie wykopanym z klubu. Dla niej i Aleksandra blisko warto było poświęcić tak wiele na szale odniesienia końcowego zwycięstwa. Warto było walczyć ambitnie w tym życiowym tie-breaku.



~*~

F: Witam Was, a zarazem żegnam po raz ostatni :(  Nie wiem co mam powiedzieć. Ta historia była w pewien sposób wyjątkowa i czuję, że podczas jej pisania nieco udoskonaliłam swój warsztat pisarski i jest mi niezmiernie miło, że mogłam się uczyć od mojej młodszej wspólniczki, ret, która po mimo różnicy wieku ma ogromne doświadczenie i wyższy poziom tworzenia *.* Te dziewięć miesięcy jakie spędziłam z Tobą wspólniczko było naprawdę owocne i cudowne <3 Dziękuję Ci za to, że się zgodziłaś na ten projekt a Wam za obecność i udzielanie się w komentarzach oraz przeżywanie tej historii wraz z nami ^^  Ret się chyba nie pogniewam jak ogłoszę Wam, że za jakiś czas prawdopodobnie powstanie kontynuacja losów Kuby, Tomka i Leny, o ile będziecie chciały nam towarzyszyć :D Całuję i nie mówię żegnam, a dowiedzenia za jakiś czas ;*
PS: Zapraszam na coś równie spontanicznego, pełnego zagadek tylko tym razem tworzonego razem z Paulką, czyli Michała Filipa, Izę i pełną sekretów Julię ^^ >>Życie to bieg przez kosmos, trochę łez, czasem rozkosz<<
A jakby było Wam mnie mało także na pokrzywdzonego Masłowskiego i zagubioną Aleksandrę >> Najważniejsze jest teraz i tu. Bo jutro wybudzimy się ze snu.<< oraz Artura, który uciekł przed wspomnieniami pierwszej miłości do Gdańska oraz pełną szaleństwa Jagodę i powracającą z przytupem Ewelinę >>Elapsing time<<

R: Kurde, nie umiem się witać i teraz wychodzi, że żegnać też chyba nie. Skończyłyśmy ją i jestem z nas obu tak cholernie dumna, że naprawdę nie mogę przestać się uśmiechać. Trochę próbowałam tą historią udowodnić coś sobie, że potrafię pisać o zawodnikach, których podziwiam, szanuję. Czy się udało? Sami oceńcie, ale ja jestem zaspokojona. Przyznam się szczerze, że się męczyłam trochę ze sobą, trochę z tym opowiadaniem i polubiłam się z nim dopiero na końcu. Mamy teraz obie trochę własnych projektów; Kaśka więcej tych opowiadaniowych, ja planuję zmierzyć się z czymś trochę innym, ale mam nadzieję, że będziecie tak jak byliście na tym opowiadaniu. Dobra, a teraz kilka słów do mojej współautorki, bo gdyby nie jej energia to chyba bym nie dała rady, bo gdyby ona to chyba nigdy bym tutaj nie była. Dziękuję, Kaśka - za wszystko, nawet za to poganianie, bo wiem jak bardzo chciałaś pokazać tę historię. Zakończenie daje nam pole do popisu - zobaczymy co przyniesie czas, ale wpadnijcie jeszcze kiedyś, bo kto wie. 


sobota, 28 lipca 2018

Rozdział dwunasty


Uśmiechałeś się nikle pod nosem, obserwując okręcającą się przed tobą blondynkę. Dziewczyna popatrzyła na ciebie czekoladowymi tęczówkami, trzepocząc zalotnie długimi, ciemnymi rzęsami, a ty roześmiałeś się wesoło. Pochyliłeś się nad nią i szepnąłeś jej do ucha, że nie szukasz dziewczyny. Rozbawiony zarejestrowałeś jak wydęła usta, a na jej twarz wstąpił grymas niezadowolenia. Odwróciła się do ciebie plecami i kołysała zmysłowo biodrami, zahaczając o materiał twoich dżinsów tuż pod brzuchem. Pokręciłeś z niedowierzaniem głową i także dałeś się ponieść rytmom piosenki Nowatora. Żadna kobieta nie była w stanie pobudzić w tobie rządzy pragnienia po za 25-latką. Pamiętałeś, kiedy wystarczyło, że tylko otarła się nieznacznie o obszar twoich spodni dłonią czy pośladkiem a ich powierzchnia momentalnie stawała się wyboista. Cień uśmiechu przemknął przez twoje usta, gdy uświadomiłeś sobie z jaką łatwością potrafiła na ciebie zadziałać. Czasami ci tego brakowało. Zielonooka podskakiwała energicznie do góry, odrzucając jasne kaskady na nagie plecy, kiedy opadały jej niesfornie na czoło, przysłaniając widok na DJ’a. Obróciłeś ją wokół własnej osi i przyciągnąłeś do siebie zamaszyście, posyłając promienny uśmiech. Zarzuciła dłonie na twój kark i chybotała wolno, dostosowując tempo do rozbrzmiewającej po wnętrzu nocnego klubu piosenki. Po niecałej minucie od zaserwowania przez prowadzącego imprezę wolnej melodi przeprosiłeś ją, wędrując do loży, gdzie znajdowali się zawodnicy radomskiego klubu. Z zachowania zbyt przypominała ci ją. Nie mogłeś tego znieść.  Lena była tak samo pewna siebie i  świadoma swojego wdzięku oraz tego jak oddziałuje na płeć przeciwną i w pełni z tego korzystała. Zawsze wiedziała gdzie zahaczyć, smyrgnąć, dotknąć, aby zadziałać na wyobraźnię.  Ziobrowski wręczył ci szklankę z kolorowym napojem i posłał szeroki uśmiech, wznosząc toast za zakończony kilka dni temu sezon. Zadarłeś kąciki ust, uderzając szkłem w pozostałe naczynia siatkarzy i zamoczyłeś wargi w chłodnej cieczy, gasząc pragnienie. Odetchnąłeś z ulgą, kiedy towarzyszka z parkietu znalazła już nowego partnera do tańca i ponownie zatopiłeś usta w alkoholu. Tego właśnie potrzebowałeś. Procentów krążących w twoim krwiobiegu, które sprawią, że starsza znacznie blondynka umknie z twoich myśli na dłuższy czas. Przymknąłeś powieki i odchyliłeś głowę do tyłu, marząc o pozbyciu się z przed oczów perspektywy wtulonej w ciebie dziennikarki podczas sylwestrowej nocy w jednym z wolnych kawałków. Tak bardzo łaknąłeś jej bliskości po mimo sporej ilości czasu jaka upłynęła od awantury w twoim mieszkaniu. Zamysł, że niebawem opuścisz lokum, które okupywałeś od dwóch sezonów rozegranych w Radomiu wprawiała cię w zrzucenie z siebie pewnego ciężaru, który ważył naprawdę sporo i chęć do dalszego życia. Potrzebowałeś odetchnąć od wspomnień odnoszących się do osoby Zawadzkiej jakimi kipiał każdy milimetr twojego mieszkania. Każdy komplet pościeli skąpany był w jej perfumach i proszek do prania nie był wstanie oczyścić materiału z jej słodkiej woni. A może tak naprawdę sam tego nie chciałeś? Gdybyś się postarał i wyposażył łazienkę jednego z lokali w radomskim bloku mieszczącym się w centrum miasta specyfikami różnorakich firm może wreszcie pozbyłbyś się tego zapachu, który posiadała tylko ta jedna kobieta. W szafie nadal znajdowała się jedna z koszul nocnych. O ile się nie myliłeś ta narzucona na jej piękne, idealnie wyrzeźbione ciało podczas waszej drugiej, wspólnej nocy. Dziwiłeś się jakim cudem znajduje czas dla chłopaka, pracy czy dbania o siebie w postaci co tygodniowych zajęć jogi, siłowni, którą odwiedzała dwa razy w tygodniu czy codziennego dystansu pokonywanego podczas biegania. Pokręciłeś głową, chcąc odpędzić od siebie rozmyślenia, zagadnienia dotyczące Leny. Dopiłeś do końca niepierwszego, pochłoniętego w trakcie dzisiejszej nocy drinka i popatrzyłeś na siedzącego naprzeciwko siebie Filipa.
—Możesz się już z łaski swojej przestać tak na mnie gapić? —prychnąłeś. —Tak, miałeś rację. To chciałeś w końcu usłyszeć? —parsknąłeś, gromiąc go wzrokiem.
—Nie, chciałem powiedzieć to. —odparł z szerokim uśmiechem. — A nie mówiłem!
—Daruj sobie, Michał. Nie jestem w nastroju. —rzuciłeś podirytowany.
Poderwałeś się z miejsca i dołączyłeś do chłopaków spoczywających przy barze, gdzie Rybicki mało co nie spadał z wysokiego krzesła. Zachichotałeś na ten widok i poklepałeś go po ramieniu, przystając przy ladzie. Zamówiłeś kolejne sztuki kolorowego płynu i przyssałeś się do słomki jednej z nich, pozbywając się całej zawartości na raz. To samo miałeś zamiar uczynić z drugą porcją, ale Żaliński pokiwał groźnie palcem w twoim kierunku, odsuwając od ciebie trunek. Popatrzyłeś na niego rozbawiony i uśmiechnąłeś się słodko, zapewniając, że nadal dobrze trzymasz się na nogach.
—Tobie już wystarczy, młody. —wypowiedział stanowczym głosem nieznoszącym sprzeciwu.
—Ale Wojtek…—spojrzałeś na niego błagalnie, śmiejąc się pod nosem. —Nie bądź jak Dorotka. —zaśmiałeś się na swoje słowa.
—Będę jak Dori bo Dori się nie pierdoli. —odparł roześmiany.
Zrezygnowany westchnąłeś i powędrowałeś wzrokiem ku wejściu. Kuba czule pocałował w usta Karinę, która właśnie przekroczyła próg drzwi i objął ją w pasie, prowadząc w waszym kierunku. Zerknąłeś na prawy nadgarstek, gdzie usytuowany był zegarek i wzniosłeś nikle kącik ust. Dziewczyny jak zawsze były punktualne i postanowiły sprawdzić w jakim jesteście stanie. Anna podreptała do Hubera i tanecznym krokiem zmierzała na parkiet, ciągnąc go za sobą. Na widok partnerek kolegów miałeś ochotę jeszcze bardziej utopić swoje smutki w alkoholu. Skorzystałeś z okazji, kiedy Diana pojawiła się przy boku kapitana i zwinąłeś drinka. Przechyliłeś naczynie, opróżniając je do dna na jednym wdechu i w znakomitym humorze zawędrowałeś na parkiet. Nie musiałeś długo oczekiwać ochotniczki do tańca. Już po chwili wyczyniałeś różnorakie akrobacje przy boku brunetki. Energicznie okręcałeś ją, przechylałeś w różne strony, wysłuchując jej uroczego chichotu.
—Słodki jesteś. —mruknęła z rozkosznym uśmiechem.
—A dziękuję. Ty też niczego sobie. —odwzajemniłeś gest.

***

Patrzyłeś tępym wzrokiem w kopertę leżącą na stole i nie czułeś zupełnie nic - byłeś jakby oderwany od rzeczywistości, jakby to wszystko działo się obok ciebie; podobnie miałeś, gdy zażądałeś od blondynki testów na ojcostwo widząc minę i zawieszenie przyjmącego, który nie był wtedy w stanie myśleć trzeźwo. Tobie też była trudno zachować zimną krew, ale widząc niedowierzanie na twarzy twojego przyjaciela, wtedy w jego radomskim mieszkaniu poczułeś, że to na ciebie spada cała odpowiedzialność. Westchnąłeś głośno zerkając na tarczę zegarka, jakby pod wpływem twojego spojrzenia wskazówki miały przyśpieszyć. Słyszałeś jak twoje palce wypijają wwiercający się w głowę rytm, a po chwili doszedłeś do wniosku, że to pierwsze takty największego hitu AC/DC - Highway to Hell. Czułeś się trochę jak na autostradzie do piekła, bo przecież nie miałeś już niczego do stracenia, jednak coś cię trzymało na granicy, bo przecież zostały jeszcze te wyniki. Jedna, zadrukowana kartka A4 leżąca w tej cholernej białe kopercie mogła zmienić twoje życie. Nie wiedziałeś jakiego wyniku się spodziewać, przestałeś wierzyć dziennikarce, ale gdzieś w głębi chciałeś, żeby badanie wykazało pokrewieństwo; miałbyś dziecko, im więcej o tym myślałeś tym częściej wyobrażałeś sobie, że twoja mała kopia biega po ogrodzie twoich rodziców, ale z drugiej strony nie chciałeś zaczepiać się z przeszłością, a potencjalne ojcostwo nie pozwoliłby ci zacząć od nowa, odciąć się od przeszłości, zacząć z czystą kartką, zamknąć ten rozdział.
Siedziałeś w zawieszeniu próbując odpędzić od siebie myśli powodujące zawroty głowy i nawet nie zdałeś sobie sprawy, że ktoś próbuje dostać się do twojego mieszkania. Dźwięk dzwonka rozległ się po raz kolejny, a chwilę później Dominika z przerażeniem wymalonym na pucołowatej twarzy usiadła na podłodze wpatrując się w stolik, praktycznie nie mrugając. Jej wyraz twarzy nie pomagał ci w zachowaniu spokoju, ale jej obecność pomogła ci unormować oddech. Pamiętasz jej szok, gdy wyjawiłeś jej całą prawdę i zmieszanie, gdy opowiedziałeś sytuację z mieszkania Fornala. Próbowała nie wzbudzać w tobie wyrzutów sumienia, ale każde spojrzenie jej brązowych oczu mówiło ci, że nie możesz patrzeć tylko na swój czubek nosa, że może jest jeszcze ktoś o kogo będziesz musiał się troszczyć.
- Otworzyłeś? - zapytała cicho przeczesując palcami włosy sfrustrowana, gdy ty zająłeś ponownie miejsce na kanapie. Pokręciłeś głową czując jak podnosi ci się poziom adrenaliny. Nie wierzyłeś w to, że w wieku dwudziestu jeden lat będziesz przechodził przez takie piekło, że w jednym momencie, przez jedno głupie zauroczenie przeżyjesz taki wachlarz emocji. Blondynka już od waszego pierwszego spotkania zawróciła ci w głowie, chociaż przecież nie wierzyłeś w miłość od pierwszego wejrzenia, ale ona zmieniła zupełnie wszystko zostawiając po sobie spalone mosty, a może to ty spaliłeś nie pozwalając jej wrócić? Zakochałeś się od pierwszego wrażenia, chociaż rozsądek ci podpowiadał, że to pomyłka, i wtedy zacząłeś walczyć z tym instynktownym uczuciem - tak naprawdę wcale nie chcąc zwyciężyć. Wyniosłeś z tego wiele lekcji, wiele się o sobie dowiedziałeś i wiele straciłeś, ale nabardziej cieszyłeś się, że nie straciłeś najlepszego przyjaciela, chociaż czy między wami może być tak jak dawniej?
- Możesz ty to zrobić? - zapytałeś, a twój głos tak się łamał, że ledwo go poznałeś. Brunetka widząc twój stan chwyciła niepewnie kopertę i ją otworzyła. Z każdą sekundą czułeś jak bardzo przyśpiesza pracę twoje serce i każda sekunda trwała wiele godzin. Widziałeś jak przełyka głośno ślinę wczytując się w wyniki badań; w końcu rzuciła ci spojrzenie pełne ulgi i pewnego rodzaju niezrozumienia.
- Zero zgodności - szepnęła rzucając ci pokrzepiający uśmiech, a ty poczułeś jak ulatuje z ciebie całe powietrze, cały stres gromadzony miesiącami nagle się rozpłynął, wyleciał przez otwarte okno, zniknął. Czułeś niewyobrażalną ulgę, ale jednocześnie wraz ze słowami Dominiki coś w tobie umarło - jakimś dziwnym uczuciem, którego nie potrafiłeś nazwać chciałeś zostać tym ojcem; jakąś dziwną miłością już pokochałeś to dziecko, zrobiłeś to w momencie, gdy Lena ci o niej powiedziała i nawet jej zachowanie nie zmieniło tego uczucia, które kiełkowało w tobie od wielu tygodniu. - To oznacza, że - nie musiała kończyć, bo ty tobie przyszła do głowy dokładnie ta sama myśl.
- Tomek zostanie ojcem - powiedziałeś dobitnie, a twoje mieszkanie pogrążyło się w dźwiękach przychodzącego połączenia; nie musiałeś patrzeć na wyświetlacz, aby wiedzieć, że twój rozmówca siedzi właśnie w swoim radomskim mieszkaniu i jest w nie mniejszej rozsypce niż ty.

***

Salwy twojego śmiechu rozbrzmiewały po wnętrzu klatki schodowej, a ty miałeś gdzieś ilość sąsiadów pobudzoną przez decybele wydobywające się z twojego gardła. Filip kręcił z niedowierzaniem głową nad tym co wyczyniasz i prowadził cię cierpliwie w stronę twojego mieszkania. Po kilkunastu minutach rozwarł drzwi i wepchnął cię do środka twojego lokum. Zachwiałeś się, ale po chwili odzyskałeś równowagę i podreptałeś w stronę kuchni.  Z wnętrza lodówki wyciągnąłeś schłodzoną Żubrówkę i wymieniłeś porozumiewawcze spojrzenie z Michałem. Atakujący przewrócił jedynie oczami na twoje ogniki szczęście zawarte w błękitnych tęczówkach i wyrwał ci przeźroczystą butelkę, umieszczając ją z powrotem na swoim miejscu. Jęknąłeś zawiedziony, ale nie miałeś ochoty ponownie iść do pomieszczenia gdzie się znajdowała. Opadłeś na sofę i przymknąłeś powieki, czując jak ilość alkoholu zawartego w twoich żyłach miesza ci w głowie i powoduje niebywałą chęć spania. Nie  miałeś zamiaru się temu sprzeciwiać dlatego przechyliłeś się na bok prawą stronę i opadłeś na miękką poduszkę. Czułeś zbliżającą się krainę Morfeusza. Prawie zasnąłeś, kiedy głos rzeszowianina wydobył się tuż nad twoją głową.
—Tomek, znalazłem to pod drzwiami. —poinformował cię, machając ci śnieżnobiałą kopertą przed oczami. —Masz. Czytaj.
—Michał, ja cię kiedyś uduszę. —syknąłeś przez zaciśnięte zęby, podnosząc się do pozycji siedzącej. —Co ty do cholery chcesz?
Przejąłeś kawałek śnieżnobiałego papieru od przyjaciela i rzuciłeś okiem na jego przednią część. Poczułeś dreszcz przeszywający twoje ciało, gdy odnalazłeś na niej adres warszawskiego laboratorium. Pośpiesznie rozdarłeś kopertę i wyciągnąłeś jej zawartość. Uważnie śledziłeś wzrokiem czarną czcionkę, która zakryta była kartka formatu A4. Gdy dotarłeś do końca treści tekstu przełknąłeś głośno ślinę. Zamarłeś. Wpatrywałeś się pustym wzrokiem w odległy punkt przed sobą i milczałeś. Siatkarz siedzący obok zaczął tobą potrząsać, błagać, abyś coś z siebie wydusił. Jednak pierwszą osobą, która musiała się o tym dowiedzieć był Kochanowski. Po chwili w kącikach twoich oczu pojawiły się łzy. Sam nie wiedziałeś czy słona ciecz spływająca po twoich policzkach, a następnie skapująca na dywan jest oznaką szczęścia czy może smutku. Spojrzałeś na bruneta i uśmiechnąłeś się blado, przekazując mu kartkę.
—Jestem ojcem dziecka Leny. —szepnąłeś ledwo słyszalnie.
—Żartujesz?! —wykrzyknął zdumiony 23-latek.
Pokręciłeś przecząco głową i mimowolnie uśmiechnąłeś się delikatnie. Chciałeś być ojcem tego skarbu spoczywającego w jej łonie i ci się to udało. Zgodność pokrewieństwa wynosiła dziewięćdziesiąt dziewięć procent. Pragnąłeś rozkoszować się widokiem tej małej kruszynki, która odziedziczy wasze cechy odnośnie wyglądu zewnętrznego jak i charakteru. Jednak wszystko się pokomplikowało i sam nie wiedziałeś czy to, że jesteś tatą tej istotki to dobra informacja dla ciebie czy też zła. Skryłeś twarz w dłoniach i doszedłeś do wniosku, że niczego bardziej nie pragniesz, aby ten dzień właśnie się zakończył.

***
R: Stało się; tajemnica poliszynela została rozwiązana, a jak to się skończy to jeszcze zobaczymy.
F: No i mamy finał tak oczekiwanej sprawy ;) Jak przypuszczałyście, że ojcem będzie Kuba, Tomek czy może ktoś zupełnie inny? Za tydzień widzimy się z epilogiem ^^ 

wtorek, 10 lipca 2018

Rozdział jedenasty

       Opierałeś  głowę na ramieniu rzeszowskiego libero i wpatrywałeś się w grafitowe niebo wypełnione połyskującymi gwiazdami.  Przymknąłeś powieki i rozkoszowałeś się nieskazitelną, błogą ciszą otulającą miasto, w którym rozwinąłeś swoje skrzydła pod nadzorem byłego atakującego reprezentacji Polski.  Przybywając w jego tereny nie spodziewałeś się, że będziesz tu przeżywał tak bolesne chwile. Prychnąłeś pod nosem, gdy twój mózg przytoczył obraz rozpromienionej twarzy blondynki, za którą kryło się jej prawdziwe ja, czyli oblicze pozbawionej wszelkich wyrzutów sumienia kobiety. Odnalazłeś w mroku za pomocą dłoni przeźroczystą butelkę i bez zastanowienia przyłożyłeś ją do ust, pochłaniając jej  dość sporą ilość. Skrzywiłeś się, kiedy do twoich kubków smakowych dotarł gorzki posmak i podałeś trunek przyjacielowi. Masłowski spojrzał na ciebie z zadartą brwią, ale po chwili także upił łyk, ale zdecydowanie mniej obfity niż ty. Przechwyciłeś od niego flaszkę i już miałeś ponownie ją skonsumować, kiedy wyrwał ci ją zamaszystym ruchem i wpakował do kubła na śmieci znajdującego się niedaleko was. Zmierzyłeś go groźnym wzrokiem, ale on jedynie wzruszył ramionami i uznał, że tak będzie dla ciebie lepiej. Fuknąłeś pod nosem, dając wyraz swojego niezadowolenia. Raptownie poderwałeś się z miejsca i zatoczyłeś, tracąc równowagę. Brunet pokręcił z dezaprobatą głową i objął cię ramieniem, twoje zarzucając na swoja szyję. Ślamazarnym tempem ruszyliście w stronę twojego osiedla. Ciężar pojawiający się z każdym kolejnym wykonanym ruchem był dla ciebie nie do zniesienia. Nie miałeś najmniejszej ochoty na nic, nie wspominając już o spacerze. Nie spodziewałeś się, że tak szybko pochłonięta zawartość jednej Żubrówki wywoła u ciebie takie szkody. Zwaliła cię z nóg. Może dlatego, że naprawdę rzadko zdarzało ci się szaleć z alkoholem i organizm nie był przyzwyczajony do pochłaniania takiego stężenia procentów? Uradowany wyściskałeś Mateusza, kiedy znalazłeś się wraz z nim we wnętrzu twojego mieszkania. Twój gość zaniósł się śmiechem spowodowanym twoim zachowaniem i pchnął cię na sofę w salonie. Runąłeś na nią z hukiem i zamknąłeś ociężałe powieki, gdy twój policzek spotkał się z miękkim, przyjemnym materiałem jednej z poduszek.  Nie było ci jednak dane długo wędrować po krainie Morfeusza, gdyż poderwałeś się do pozycji siedzącej i wrzeszczałeś na całe gardło, kręcąc z niedowierzaniem głową. Przerażony 20-latek wparował do salonu i opadł na miejsce obok ciebie, łapiąc cię za ramiona i potrząsając nimi energicznie. W końcu wyrwałeś się z amoku i popatrzyłeś na niego z niezrozumieniem.
    – Miałem okropny sen – wydusiłeś z siebie oszołomiony. –Kochanowski wpakował mi się do mieszkania i wściekły uświadamiał mi, że Lena to jego dziewczyna i oszukała nas oboje. – rzuciłeś, nie zrywając z nim kontaktu wzrokowego.
     – To nie był sen, Tytus – wyszeptał łagodnie, wpatrując się w twoją twarz z niepokojem.
Rozwarłeś usta i połączyłeś ze sobą fakty. Wszystko atakowało cię od nowa, jak wracający bumerang. Miał rację. To nie było złudzeniem wytworzonym przez twoją wyobraźnie. To było realną zmorą. Spuściłeś głowę i wbiłeś pusty wzrok w jasny odcień paneli. Twoim ciałem zawładnął spazm, a chwilę później z kącików twoich oczu wydobyły się pierwsze łzy. Cierpienie ponownie wypełniło cię od stóp aż po czubek głowy. Twoje dwumetrowe ciało ponownie otuliła bezsilność. Przyjaciel wpatrywał się w ciebie błękitnymi tęczówkami połyskującymi pod wpływem blasku księżyca, który przedostawał się do pomieszczenia przez niezasłonięte okna. Westchnął głośno i poklepał cię solidnie po plecach, okazując ci tym gestem, że cię wspiera. Wysiliłeś na słaby uśmiech, zwracając twarz w jego kierunku. Słona ciecz błądząca po twoich policzkach skapywała na dywan pod twoimi stopami, przysłaniając ci widok na bruneta. Dostrzegłeś jednak, że i jego oczy zaszkliły się niebezpiecznie. Po chwili pozwoliłeś ustom opuszczać słowa z prędkością karabinu maszynowego, choć wcześniej nie byłeś tak wylewny, jeżeli chodziło o sytuację mającą w twoim mieszkaniu miejsce kilka godzin temu.
    – Kurwa, kochałem ją. – syknąłeś przez zaciśnięte zęby, uderzając dłonią w blat stołu. – Może nadal kocham.-dodałeś już ciszej.
    – Wiem, stary. Widziałem to po tobie już przed meczem w waszej hali – mruknął libero. – Widziałem jak na nią patrzyłeś.
    – Powiedz mi, czym ja sobie na to zasłużyłem? Naprawdę jestem aż tak złym człowiekiem? – wypowiedziałeś z bezsilnością.


***

Uderzałeś z całych sił w drzwi warszawskiego mieszkania nie przejmując się, że wzbudzasz ciekawość wśród sąsiadów - byłeś opętany złością, poczuciem niesprawiedliwości. Nie wiesz ile razy przekroczyłeś prędkość na trasie Olsztyn-Warszawa, ale zdecydowanie miałeś szczęście, że prawo jazdy masz schowane jeszcze w portfelu. Minęła chwila nim blondynka stanęła przed tobą ze zdzwieniem wymalowanym na twarzy. Nie potrafiłeś się opanować, nie wiedziałeś co robisz.
– Czy ty jesteś normalna? – poniosłeś głos kręcąc z niedowierzaniem głową, a ona cała się spięła. – Jak mogłeś wplątać mnie w tak chorą grę?! I to w dodatku z moim przyjacielem? Kobieto ty się leczyć powinnaś!
Przełknęła głośno ślinę rozglądając się wokół i miała szczęście bo nikt nie wchodził na jej piętro. Próbowała dotknął twojego ramienia, uspokoić, ale wytrwałeś się jej niczym zwierze uwolnione z potrzasku. Nie mogłeś na nią patrzeć, nie mogłeś uwierzyć, że dałeś się wykorzystać.
– Nie rób scen na korytarzu – rzuciła cierpko przez zaciśnięte zęby. – Zaraz się sąsiedzi zejda. Chcesz tego?
Przewróciłeś oczami wchodząc za nią wgłąb mieszkania, które nadal kojarzyło ci się z waszymi pierwszymi wspólnymi nocami, a teraz to było tak nierealne, tak abstrakcyjne. Spojrzałeś na jej sylwetkę w dużej bluzie, gdy siadała na kanapie zakladając nogę na nogę.
– O co tyle krzyku, Kubusiu? – zapytała ironicznie, a w tobie zagotowało się na tyle, że zacisnąłeś ręce w pięści. – Nie wystarczy ci, że przez ciebie będę samotną matką?
– Cały misterny plan poszedł do śmieci, skończ to przedstawienie – rzuciłeś w jej stronę najnowsze wydanie gazety, którą kupiłeś po drodze. – Strona czwarta, trzeba bardziej pilnować tego przed drukiem. – włożyłeś dłonie do kieszenii, gdy jej twarz zmieniała kolory aż stała się trupioblada. Pokręciła z niedowierzaniem głową chcąc zaprotestować, ale nie dopuściłeś jej do głosu. – Skoro wszystko było fałszem to może wcale nie jesteś w tej ciąży, może to kolejny punkt durnego planu?!
Poderwała się z miejsca mierząc cię piorunującym spojrzeniem. Czułeś, że igrasz z ogniem, ale nie bałeś się sparzyć, chciałeś go zgasić i ocalić przed zagładą resztę świata.
– Jesteś żałosny – rzuciła oschle patrząc ci w oczy, gdy jej nie wyrażały żadnych emocji. Nie zaprzeczyła, nie powiedziała, że to jakaś pomyłka, głupi żart i chyba właśnie to w tamtym momencie zabolało cię najmocniej. Zamroczyło cię na chwilę, gdy zbierałeś myśli, jednak nie byłeś w stanie zrobić nic innego - w takiej sytuacji musiałeś wybrać mniejsze zło.
– Nie porównuj mnie do siebie – zadrwiłeś przeczesując palcami włosy. – Teraz grzecznie się ubierzesz i wypijesz to piwo, które naważyłaś. – zapiąłeś kurtkę i posłałeś w jej stronę pocałunek. - Czekam na dole.
Nie wiesz co robiła, czy podchodziła do okna sprawdzając czy nadal tam stoisz, a może posłusznie założyła kurtkę. Nie masz pojęcia i, gdy wsiadła do twojego samochodu uświadomiłeś sobie, że to nie ma w tym momencie wielkiego znaczenia. Ustawiłeś nawigację na najszybszą trasę do Radomia mając nadzieję, że to co usłyszy przyjmujący nie zrani go do szpiku kości. Ruszając spod bloku blondynki spojrzałeś na nią kątem oka - siedziała bez ruchu wpatrzona w przednią szybę i poczułeś, że mimo tego co zrobiła już zawsze będą cię łączyły z jej osobą miłe wspomnienia, chociaż zakończenie do takich nie należało.
– Przepraszam – rzuciła tak cicho, że miałeś wątpliwość czy te słowa padły z jej ust czy może to słowa lecącej w radio piosenki. Zatrzymałeś samochód na czerwonym świetle spoglądając w jej stronę i złapałeś jej wzrok - pełen żalu i poczucia winy; a może to było odbicie twoich oczu? Kiwnąłeś głową starając się uśmiechnąć, ale na to było jeszcze za wcześnie, byłeś zły i nie potrafiłeś się tego pozbyć od tak, od zwykłego pstryknięcia palcami.
– Myśl lepiej co jemu powiesz – mruknąłeś zmieniając biegu, ponieważ twoja osoba była w tym momencie jej najmniejszych problemem


***


Jęknąłeś przeciągle, gdy po wnętrzu radomskiego lokum rozniosła się znajoma melodyjka. Nakryłeś głowę poduszką i starałeś się zlekceważyć irytującego przybysza, który wielokrotnie naciskał na znienawidzony przez ciebie dzwonek. Nie zamierzałeś skazywać na samotność miękkiego materaca i otulającej twoje ciało ciepłej pierzyny. Odetchnąłeś z ulgą, kiedy dźwięk przestał rozbrzmiewać po wnętrzu twojego mieszkania i przyłożyłeś policzek do poduszki, przymykając powieki.
     – Jesteś alkoholikiem czy siatkarzem? – warknął ci tuż przy płatku ucha Filip.
Przestraszony  podskoczyłeś na łóżku, a następnie poderwałeś się momentalnie do pozycji siedzącej i zmroziłeś wzrokiem błękitnych tęczówek twarz atakującego. 23-latek wpatrywał się w ciebie intensywnie, oczekując odpowiedzi na pytanie, które padło wcześniej. Odruchowo zerknąłeś na butelkę Jack'a Daniel'sa  usytuowaną na twojej szafce nocnej i wyrzekłeś się spożywania alkoholu w czasie ostatniej doby. Już nawet ten sposób odreagowania straty Zawadzkiej nie zadawał ci ukojenia. Minęły dwa tygodnie. Pieprzone czternaście dni, trzysta trzydzieści sześć godzin, osiemset czterdzieści minut i pięćdziesiąt tysięcy czterysta sekund, a ty nadal przypominałeś rozbite naczynie. Każdy twój kawałek znajdował się odlegle od drugiego, zupełnie gdzieś indziej. Byłeś w rozsypce i to musiałeś przyznać. Widzieli to wszyscy.  Nie byłeś w stanie zapomnieć o blondynce, która skradła twoje serce na dobre, aby później je złamać. Chciałbyś jej nigdy nie poznać. Nigdy nie poczuć pod opuszkami palców jej aksamitnej, nagiej skóry. Nie zatopić twarzy w jej jasnych włosach. Nie skraść pocałunku z jej słodkich ust. Nie czuć zalegającego cieniu jej dotyku. Chciałbyś aby ona była dla ciebie nie widoczna. Po prostu nie istniała. Niechętnie udałeś się za przyjacielem do kuchni, gdzie podjął się przygotować ci obiad. Mijając po drodze liczne zdjęcia zgromadzone na komodzie w salonie zapragnąłeś stać się ponownie tym roześmianym, wiecznie wesołym chłopakiem. Znowu zarażać wszystkich swoim szczerym, błogim uśmiechem i udzielać im garść pozytywnej energii. Szaleć na parkietach Plusligii a nie przestawać całe mecze w kwadracie dla rezerwowych. Chciałeś coś z tym zrobić, ale nie potrafiłeś wykrzesać z siebie jakiejkolwiek siły.
   – Rozmawiałem z Robertem. Chce cię zawiesić, a w najgorszym przypadku usunąć z drużyny. – głos Michała przerwał twoje rozmyślenia.
        – Żartujesz, prawda? – patrząc na niego z niedowierzaniem.
       – Chcesz to wszystko przez nią stracić? – syknął, patrząc ci prosto w oczy z dociśniętymi do stołu dłońmi.
       – Nie, ale...Ty nic nie rozumiesz. – szepnąłeś słabo.
Prychnął głośno i powrócił do płyty indukcyjnej. Ile kroć razy próbowałeś mu to wytłumaczyć, opowiedzieć o tym ile dla ciebie znaczyła dziennikarka, nie potrafiłeś tego przelać na odpowiednie słowa. Żałowałeś, że nie mógł wtargnąć do twojego umysłu i serca, aby sam się o tym przekonać, aby tego wszystkiego doświadczyć.  Twojej głowy nadal nie opuściły wspomnienia tego wieczoru, kiedy wszystko runęło jak domek z kart. Nadal pamiętałeś wypełnionego ekspresją, wściekłością Kochanowskiego, zarzucającego ci, że to twoja wina, przeraźliwy wrzask wydobywający się z jego gardła, gdy puściły mu nerwy, przerażony wzrok Leny, gdy błyskawice zawisły pomiędzy twoim kontaktem wzrokom ze środkowym,  jej łamiący się głos czy bezsilną rozpacz. Wzdrygnąłeś się na samo doświadczenie tego po raz kolejny w myślach, w swoim świecie.


***


Oparłeś się o murek tarasu gdańskiego mieszkania, które w ostatnich dniach było twoją ostoją. Czułeś się wyprany z jakichkolwiek emocji, gdy przekraczałeś próg własnego mieszkania, w którym pościel nadal pachniała perfumami blondynki. Plułeś sobie w brodę, że postąpiłeś tak cholernie lekkomyślnie zabierając ją do Fornala wiedząc jak bardzo, jak szaleńczo jest w niej zakochany. Mogłeś się z nią pokłócić w stolicy, zażądać, żeby wyjawiła mu prawdę, mogłeś w jakikolwiek inny sposób załatwić tę delikatną sprawę, która postawiła na szali nie tylko jego związek, ale również waszą przyjaźń, którą budowaliście przez lata i pielęgnowaliście przez ostatnie długie miesiące. Odgiąłeś do tyłu głowę wypuszczając głośno powietrze, próbując pozbyć się huraganu myśli, które zabierały ci sen i koncentrację.
- Rozmawiałeś z nim po tym wszystkim? - usłyszałeś głos Dominiki, której zwaliłeś się na głowę z całym bałaganem, który narobiłeś przy pomocy dziennikarki. Było w jej pytaniu coś niepewnego, jakby bała się twojej reakcji, jakby nie chciała się wtrącać, póki jej o to nie poprosisz. Jednak czy fakt, że od kilku popołudni wpatrywałeś się w bezchmurne niebo na jej balkonie niemówiąc czasem zupełnie nic przez długie godziny nie były wystarczającym wołaniem o pomoc? Spojrzałeś na nią, gdy kładła się na drewnianej ławce i gdy złapała twoje spojrzenie jedynie wzruszyłeś ramionami.
– Nie wiem czy nie skreśliłem całej naszej przyjaźni – mruknąłeś niewyraźnie, ale ona doskonale zrozumiała twoje słowa i prychnęła pod nosem rzucając ci powątpiewające spojrzenie. Chciałeś i to bardzo zadzwonić do Tomka i obiecać, że to nic między wami nie zmienia, że nadal jest twoim przyjacielem, ale spodziewałeś się, że Fornal nawet nie odebrałby telefonu, tak jak nie odpisywał na ostatnie wiadomości, którymi zarzucałeś jego skrzynkę odbiorczą. Miałeś cholernie duże poczucie winy, że gdybyś ty nie ruszył tego kamienia, gdybyś nie przeczytał tamtej informacji w gazecie nie musiałbyś ratować tego co zostało po lawinie. Na szczęście wsparcia przyjmujący szukał u rzeszowskiego libero, który pewnego wieczoru zadzwonił do ciebie i obiecał, że zajmie się brunetem. Doszliście do wniosku, że on potrzebuje czasu, aby się uporać z tym przewrotem w jego życiu. – To wszystko jest bez sensu, Doma.
Brunetka pokiwała głową nie powodując wcale, że poczułeś się lepiej, ale przecież nie chciałeś, żeby kłamała. Widziałeś jak rozmyśla co ci powiedzieć, żebyś zaczął żyć znowu, ale pokręciła po chwili głową. Usiadła obok ciebie opierając głowę na twoim ramieniu na znak pełnego wsparcia, które planuje ci zagwarantować i poczułeś się trochę lepiej, jakby odjęła trochę ciężaru, który trzymał cię przy ziemi, a przecież wcześnie nauczyłeś się latać.
– Ja znam ciebie od zawsze, Tomek też już strasznie długo, więc skoro ja nie potrafiłam się na ciebie obrazić, gdy chciałeś rzucić wszystko to chyba Tomek też tak łatwo nie skreśli waszej przyjaźni. – uśmiechnąłeś się cierpko przypominając sobie tamten majowy wieczór, gdy siedzieliście w ogrodzie jej rodzinnego domu przy winie zrobionym przez jej dziadka, a przy kolejnej butelce postanowiłeś skończyć z siatkówką i spróbować odzyskać starą miłość, która dalej siedziała ci w sercu, a Dominika zabrała ci alkohol i zostawiła samego rzucając tylko “postradałeś zmysły, Kuba”. – Musisz do niego zadzwonić i pogadać, może pojedź do niego.
Zaśmiałeś się pod nosem słysząc jak coraz bardziej nakręca się na akcję ratowania waszej przyjaźni i byłeś jej za to wdzięczny, bo ona wiedziała kiedy ma cię skrytykować, a kiedy pogłaskać po główce mówiąc, że nic się nie stało. Spojrzałeś na nią kątem oka i widziałeś jak intensywnie myśli nad najlepszą formą twojego pojednania z Tomaszem, wypowiadała kolejne pomysły, ale ty ich nie słuchałeś. Patrzyłeś na zachodzące słońce i chciałeś spokoju, oderwania się od wszystkiego, zawieszenie między światami, żeby nic i nikt chociaż przez chwilę nie musiał cię obchodzić. Po dłuższej chwili, gdy przyjaciółka dźgnęła cię w żebro uświadomiłeś sobie, że padło pytanie, które podświadomie wypychałeś.
– Co z tym dzieckiem?
Przeczesałeś palcami włosy sfrustrowany, bo to była kwestia, o której również nie mogłeś przestać myśleć. Jednak było zbyt wiele niewiadomych, więc jedynie wzruszyłeś ramionami zamykając oczy.

***

Podziękowałeś barmance skinieniem głowy, gdy dostarczyła ci zamówioną wcześniej porcję alkoholu. Zatopiłeś wzrok w oświetlonej przez światło przy barze twarzy blondyna, który wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem w ladę.  Pomiędzy wami panowała niezręczna cisza, która coraz bardziej ci ciążyła, jednak trwałeś w przekonaniu, że to twój towarzysz powinien rozpocząć rozmowę. Nie z racji, że ty nie wiedziałeś co powiedzieć, ale dlatego, gdyż to właśnie on zainicjował dzisiejsze wyjście do radomskiego lokalu. Odebrał swoje zamówienie i kiwnął głową na jeden ze stolików w dalszej części budynku, patrząc na ciebie wymownie. Powędrowałeś tam tuż za jego niższą o zaledwie centymetr sylwetką i opadłeś na miękką mini kanapę naprzeciw niego. Wypuścił powietrze ze świstem i nikle zadarł kąciki ust, zagajając do ciebie:
      – Myślę, że nie powinna nas poróżnić, a tym bardziej skłócić kobieta.
– A ja uważam, że szkoda niszczyć tej pięknej, wspaniałej przyjaźni. – posłałeś mu delikatny uśmiech.
Kapitana juniorskiej drużyny niebywale ucieszyła twoja odpowiedź i wysunął w twoim kierunku swoją wielką dłoń, a w jego oczach dało się dostrzec tlącą się nadzieję. Wierzył w to, że pogodzenie się z tobą przyjdzie mu łatwo. Mimo, iż swoim zachowaniem i wypowiedzianymi słowami sprawił ci ból to wiedziałeś, że chciał dobrze.  Zawsze chciał cię chronić. Kochałeś go jak brata. Nie umiałeś mu nie przebaczyć. Zaprezentowałeś mu swoje śnieżnobiałe perełki i ścisnąłeś jego rękę.
     – Nie potrafię sobie wybaczyć, że zaproponowałem jej, aby odeszła od ciebie, kiedy powiedziała mi, że coś do mnie czuję. – wypuściłeś powietrze ze świstem, przeczesując palcami włosy.
     – Przestań. Skąd mogłeś wiedzieć. – odparł Kochanowski, upijając łyk piwa.
    – Jaki ja byłem głupi. Michał mnie ostrzegał a ja mu nie wierzyłem – westchnąłeś głośno, kręcąc z dezaprobatą głową.
– Byłeś zakochany – uśmiechnął się pod nosem bawiąc się kuflem piwa stojącym na stoliku. – Oboje znaleźliśmy się po prostu w złym miejscu i czasie, Tomek. Nie sądziłem, że kiedyś będziemy siedzieć w barze i zastanawiać się nad takim czymś – pomachał rękami przewracając oczami.
Czułeś, że mówi szczerze i cieszyłeś się, że tak rozmowa nie jest tylko przykrym obowiązkiem, ale rozmawiacie tak samo jak wcześniej, jak dwójka przyjaciół bez tego całego bałaganu, który spadł na was zupełnie bez zapowiedzi dla kilku namiętnych nocy, skradzionych w pośpiechu pocałunków i łóżka pachnącego damskimi perfumami.
– Kumple? – zapytałeś rzucając mu zaczepny uśmiech, a po chwili wyciągnąłeś w jego kierunku dłoń. Ten symboliczny gest miał sprawić, że między wami znowu będzie tak samo jak przedtem, ale czy można zapomnieć o niewygodnej przeszłości, szczególnie jeśli mogło być coś co połączy któregoś z was z przeszłością na zawsze?
– Zawsze – uścisnął twoją dłoń mocno nią potrząsając, bo po tych wszystkich wspólnych spędzonych latach nie można od tak się rozstać, przyjaciółmi zostaje się na zawsze; w to wierzyłeś i byłeś w stanie mu to obiecać.

R: Kumple mimo wszystko, ale czy to ostatnie słowo Leny? Zobaczymy, stej in tacz!
F: Pragnę Was poinformować, że do końca tej pogmatwanej historii 2 części ;) Być może za jakiś czas powstanie druga jej część, ale okaże się jak nasza wena zafunkcjonuje czy będzie a może zaniknie.. Kto wie :D Na razie są dramaty, ale może niedługo wyjdzie słońce? ^^ Do zobaczenia za tydzień! ;*

poniedziałek, 2 lipca 2018

Rozdział dziesiąty

      Lustrowałeś wzrokiem linijka po linijce tekst zapełniający tytułową stronę magazynu sportowego. Sięgnąłeś po wysoką szklankę i zamoczyłeś w niej usta, delektując się subtelnym smakiem Latte. Mruknąłeś zadowolony pod wpływem rozkoszy pochłaniania napoju kofeinowego i wzniosłeś brwi ku górze, spostrzegając dwa wyrazy, które wprawiły cię w spory szok. Lena Zawadzka. Za zdziwienie nie odpowiadał fakt, że to ona była osobą przeprowadzającą rozmowę pomeczową  z twoim przyjacielem, lecz to, że nie wspomniała nic o próbie wywiadu ze środkowym, a przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że się przyjaźnicie. Wtedy mogłeś bez problemu zaprezentować mu swoją rozkoszną dziennikarkę i wreszcie usłyszeć zapewne słowa pochwały padające z jego ust pod jej adresem. Wzruszyłeś ramionami, stwierdzając, że pewnie była zbyt pochłonięta wywiązywaniem się ze swoich obowiązków i do tej jej szalonej, pełnej tysiąc myśli na sekundę głowy nie wpadł nawet ten pomysł. Po za tym miała teraz urwanie głowy nie tylko jeżeli chodzi o pracę. W tym całym swoim, zabieganym, wiodącym w stolicy życiu musiała wykrzesać siły na wizyty kontrolne u lekarzy czy badanie zawartości produktów, które wpadały w jej drobne ręce, aby później przyrządzone z nich posiłki nie zagrażały tej małej istotce, która usadowiła się na dobre w jej płaskim jeszcze brzuchu. Obawiałeś się, że mogła wystąpić taka ewentualność, iż okażesz się nie być ojcem dziecka, ale  mimo wszystko postanowiłeś dbać o blondynkę jak nigdy dotąd. Miałeś cholerną ochotę nawet przenieść się do jej niewielkiego, warszawskiego mieszkania i to nie z powodu pragnienia jej bliskości, ale by chronić ją przed niebezpieczeństwami tego świata.  Przecież tyle nagłych wypadków mogło doprowadzić do końca żywota tego skarbu usytuowanego tuż pod sercem twojej miłości życia. Chciałeś czuwać nad nimi dzień i noc, stać się oparciem dla 25-latki w trakcie trudnych dla niej chwil czy morderczych nocy, których połowę potrafiła spędzić w zaciszu łazienki. Byłeś pewien, że twoja rodzicielka wychowała cię odpowiednio. Stałeś się odpowiedzialny, ponosiłeś konsekwencje za swoje czyny, choć wiadomość o ciąży bardziej cię uszczęśliwiła  niż zdołowała. To nie był dla ciebie przykry obowiązek zaopiekować się warszawianką. To była czysta przyjemność móc podziwiać jak promienieje z dnia na dzień. Miałeś wrażenie, że stan błogosławiony jej niebywale służy. Sięgnąłeś po telefon spoczywający na drugim końcu kuchennego stołu i opuszkiem palca przesuwałeś po wyświetlaczu, poszukując fotografii uśmiechniętego szeroko blondyna. Po chwili wsłuchiwałeś się w odgłos nawiązywanego połączenia.
         -Witam Kochanka.-zachichotałeś do słuchawki.
     - Cześć Fornal.-odparł mniej entuzjastycznie.- Czy  istnieje taki moment, chwila, sekunda, cokolwiek,  kiedy nie tryskasz energią?-zaśmiał się, a ty wiedziałeś, wręcz byłeś przekonany, że przykłada palec do brody, zastanawiając się nad odpowiedzią.
        - Hmmm... Daj mi pomyśleć. Jeszcze sekunda.-mruknąłeś.-Nie!-zachichotałeś.- Bracie, nie chwaliłeś się, że poznałeś moją Lenkę!
         -Ale o czym ty mówisz, Tomek?-wyraźna nuta zdezorientowania była obecna jego głosie. Zapewne w tym momencie marszczył brwi, wysilając intensywnie mózg.
            - Proszę cię, Kubuś!-zawyłeś błagalnie, nie wierząc w nierozgarnięcie blondyna.- Zadzwoniłem nie w porę? Przerwałem ci drzemkę?
             -Ja  naprawdę nie wiem o czym ty mówisz, Tytus.
             - Och, no dobra.- westchnąłeś głośno. - Obczaj dzisiejsze wydanie...
Zmarszczyłeś brwi, kiedy do twoich uszu dotarł dźwięk zakończonego połączenia w trakcie środka zdania. Czyżby Kochanowski miał gorszy dzień? Może atakowały go humorki, które nie jednokrotnie ukazał ci podczas pobytu w spalskich lasach? Jeżeli tak było wolałeś nie podejmować kolejnych prób skontaktowania się z kapitanem juniorskiej drużyny. Odłożyłeś urządzenie na blat kuchenny i zabrałeś się do przyrządzenia kurczaka w sosie jogurtowo-ziołowym z dodatkiem ryża.  Podczas nadkładania dania na talerz po wnętrzu twojego mieszkania rozniosła się melodyjka dzwonka. Zdziwiony uniosłeś brwi, zastanawiając się kto postanowił cię odwiedzić. Czyżby Filip się za tobą stęsknił po porannym treningu? A może rodzicielka pragnęła spędzić trochę czasu ze swoim młodszym  synem? Zerknąłeś na tarczę zegarka. Pokręciłeś głową, stwierdzając, że ma jeszcze zajęcia w krakowskim liceum. Podreptałeś w kierunku drzwi i przekręciłeś w nich zamek. Widok jaki zostałeś w progu przeszedł twoje najśmielsze oczekiwania. Blondynka  wykrzywiła usta w niewinnym uśmiechu i weszła do środka. Splotła dłonie na twoim karku i zatrzasnęła drzwi z hukiem, wspomagając się nogą. Zastygłeś z nią w kontakcie wzrokowym. Z każdą sekundą pochłaniania jej czekoladowych tęczówek, na których z tej odległości mogłeś dostrzec widniejące plamki twoje kąciki ust wspinały się coraz wyżej. Odsłoniłeś przed nią śnieżnobiałe uzębienie i mógłbyś przyrzec, że zadrżała lekko, gdy zewnętrzną częścią smukłej dłoni pogładziłeś jej policzek. Niespodziewanie złączyła wasze wargi,  oplatając cię nogami w pasie. Całowała cię zachłannie jakby jutro miało nie nastąpić. Jakbyś był ulotny. Jakbyś za chwilę miał jej zniknąć. Ułożyłeś dłonie na jej biodrach i jęknąłeś przeciągle, kiedy wplotła palce w twoje gęste włosy.
         -Lena, daj mi chwilę.-wysapałeś, opierając czoło o jej czoło.-Obiad mi wystygnie.-dodałeś roześmiany.
        -Obiad może poczekać.-mruknęła i wpiła się ponownie w twoje usta.
Podążałeś w kierunku kuchni. Opuściłeś ją na  blat stołu i przeniosłeś się z ustami na jej szyję. Obsypywałeś jej skórę czułymi pocałunkami, rozpinając guziki jej koszuli, aby po chwili zsunąć ją z jej ramion. Mokre ślady pozostawiłeś także na jej obojczykach. Twoje nozdrza otuliła woń jej jaśminowego balsamu do ciała. Miałeś wrażenie, że zachowuje się jak wygłodniała lwica lub inne zwierze jej pokroju. Ciąża zdecydowanie grała na jej hormonach i właśnie teraz mogłeś być obiektem ich wybuchu. Dawno nie widziałeś jej tak łaknącej twojego dotyku, bliskości, namiętności. Przerażała cię, ale jednocześnie podobała ci się w takim obliczu. Kolejne momenty waszego uniesienia pamiętałeś jak przez mgłę. Może przez pryzmat  ich ogromnego stężenia, a może przez pryzmat strachu. W końcu nigdy jej w takiej wersji nie widziałeś. Mimo wszystko stan w jakim trwała jej służył. To maleństwo spoczywające w jej łonie sprawiało, że stała się jeszcze piękniejsza. Świetlista. Pełna energii. Jej ciało także nabrało kształtów, ty samym zwiększając jej atuty i uroki. Nie mogłeś się nadziwić jaka zmiana w niej zaszła. Nie zaprzeczalnie ci się ona podobała. Czułeś jej subtelny dotyk na twoim torsie czy zadrapania na plecach, kiedy sprawiałeś jej rozkosz. Delektowałeś się jej słodkimi ustami czy pojękiwaniami zadowolenia. Wdychałeś zapach jej blond włosów. Czerpałeś z niej całymi garściami. Kochałeś ją. Chciałeś ją uszczęśliwiać.
      -Co ty taka wygłodniała?-wychrypiałeś seksownie niskim głosem do jej ucha.
  Dreszcz wstrząsnął jej ciałem. Obrysowała opuszkiem palca zarysy twoich ust oraz szczęki i wzruszyła ramionami, chichocząc pod nosem. Pstryknęła cię w nos, odpierając, czy to dla ciebie jakaś przeszkoda, na co chwyciłeś ją za uda i przyciągnąłeś jeszcze bliżej siebie, zaśmiewając się pod nosem i przecząc. Cmoknąłeś ją w czoło i dostrzegłeś, że jakby spoważniała. Beztroska spłynęła z jej twarzy, ustępując miejsca niewyrażającemu jakichkolwiek emocji wyrazowi. Zmarszczyłeś brwi, przyglądając się jej z niepokojem, a wtedy ona zadarła głowę i ułożyła dłoń na twojej klatce piersiowej, kreśląc na niej różne wzory.
       -Tomek, ja chyba coś do ciebie czuję.-szepnęła słabo, nawiązując z tobą kontakt wzrokowy.
      - Poważnie?-parsknąłeś, spoglądając na nią z nadzieją tlącą się w błękitnych tęczówkach.
      - Tylko nie umiem sprecyzować co.-westchnęła głośno, uśmiechając się słabo.
      - Jeżeli jest to silne to odejdź od niego. Zamieszkaj ze mną. Staniemy się rodziną i wychowamy to maleństwo. Nawet jeśli nie jest ono moje.-wypowiedziałeś pewnie, chwytając jej dłoń w swoją i ściskając ją mocno, po czym musnąłeś jej skórę ustami.

***

Postawiłeś na kuchennym stole kubek czarnej jak smoła kawy czując, że bezsenne godziny podczas którym ponownie trapiły się wyrzuty sumienia nie współgrają z widmem porannego treningu. Minął tydzień od momentu, gdy blondynka przerwała połączenie po twoim słabym “przepraszam”. Powiedziałeś je raz, ale pewnie nawet gdybyś mówił je do końca świata to nie wymazałoby to twoich odczuć. Z drugiej strony mimo poczucia, że nie postąpiłeś moralnie mogłeś oddychać głęboko bez piekącego bólu przy każdym wdechu. Poczucie obowiązku sprawiało, że byłeś na siebie zły, a jednocześnie zaskoczony, że ta pozornie nieodpowiedzialna decyzja zmieniła twój nastrój o sto osiemdzieąt stopni. Cieszyłeś się, że powiedziałeś wszystko Lenie, nawet mimo tego, że nie zareagowała dobrze. Rozmasowałeś skronie próbując odgonić gonitwę myśli i uspokoić przerywany oddech ćwiczeniem oddechowym, które zaproponowała ci przyjaciółka, gdy zdecydowałeś się uczyć w Spale. Dźwięk przychodzącej wiadomośc oderwał cię od pracy z własną podświadomością, jednak imię, które pojawiło się w miejscu nadawcy nieco cię zaskoczyło.

Od: Lenka
Treść: Wywiad poszedł w dzisiejszym wydaniu. Pomyślałam, że będziesz chciał wiedzieć.

Uśmiechnąłeś się cierpko uświadamiając sobie, że będziesz musiał zmienić nazwę, pod którą miałeś ją zapisaną. Jednak na to było jeszcze za wcześnie, zbyt dużo dla ciebie znaczyła, żeby sto sześćdziesiąt osiem godzin mogło to zmienić. Tyle razy śmiałeś się, gdy marszyła nosem, tyle razy gładziła cię po policzkach, gdy coś nie szło po twojej myśli, że jeszcze przez długi czas będziesz jej za to wdzięczny. Kochałeś ją i tego byłeś pewny, ale rozumiałeś, że w sytuacji, w której się znaleźliście miłość nie wystarczy - podzieliły was priorytety, dojrzałość i reszta, zwyczajnych ludzkich słabości. Miałeś tylko nadzieję, że nie zawiedziesz jako ojciec, bo po tym nie byłbyś w stanie spojrzeć sobie w twarz. Dobro dziecka, chociażby nienarodzonego stawiałeś mimo wszystko ponad innymi sprawami - bałeś się je wychowywać, ale zawsze będzie mogło na ciebie liczyć. Odłożyłeś telefon odnotowując w myśli, żeby wstąpić do salonu prasowego w drodze na trening. Praktycznie zapomniałeś o tym, że Zawadzka przeprowadziła z tobą rozmowę o celach na ten sezon jeszcze po meczu na stołecznym Torwarze, która zakończyła się śniadaniem w jej mieszkaniu. Uśmiechnąłeś się pod nosem przypominając sobie jak drżała pod twoim dotykiem i jak słodko smakowała, gdy ją całowałeś. Upiłeś łyk kawy, jednak chwile samotności przerwało dobijanie się do drzwi, a po chwili dźwięk dzwonka zapełnił mieszkanie. Ledwie otworzyłeś, a przez twoimi oczami ukazał się kawałek gazety z twoim zdjęciem z ostatniego meczu, a tuż za nim zaczepny uśmiech Dominiki.
- Przez ten twój uśmiech nie mogłam nie kupić, a przez to, że cię znam byłam pewna, że sam jej nie masz - widziałeś jak śmiały jej się oczy, gdy przewróciłeś oczami odsuwając się, aby weszła do mieszkania, a ona swoim dziarskim krokiem ruszyła w stronę kuchni rzucając na stól dzisiejsze wydanie dziennika sportowego, w którego redakcji pracowała Lena. Spojrzała na kubek z twoją niedokończoną kawą, a następnie wyciągnęła z szafki czysty i nalała sobie kofeinowego napoju, a gdy upiła łyka zamruczała niczym kotka. Oparłeś się o ścianę chwytając przyniesioną przez nią prasę i przyglądając się zdjęciu, w które zaopatrzony został artykuł. Pobieżnie prześledziłeś jego tekst obiecując sobie, że przeczytasz go uważnie przy obiedzie, jednak Dominika oparła się o twoje ramię i jej ciche mruczenie pod nosem zmusiło do bliższej lektury. Z każdym kolejnym słowem przypominałeś sobie poszczególne zachowania dziennikarki, gdy ty wybuchałeś śmiechem po jej pytaniach albo, gdy składałeś niewinne pocałunki na jej szyji, gdy próbowała znaleźć swoje notatki w przepastnym notatniku. Byłeś pod wrażeniem jak potrafiła z twojego pomeczowego bełkotu skleić sensowną wypowiedź. Wyszedłeś na zdolnego i ambitnego zawodnika, który respektuje doświadczenie kolegów po drugiej stronie siatki, ale nie zamierza rezygnować z wygranej. Nie spodziewałeś się, że tak dobrze przedstawi człowieka, którym naprawdę byłeś i przez ułamek sekundy przez głowę przemknęła ci myśl, że powinieneś jej za to podziękować. Mogła cię zniszczyć, bo media były w dzisiejszych czasach dla sportowców być albo nie być na rynku, ale nie zrobiła tego, wykazała się profesjonalizmem, a może chciała napisać jakim jesteś dzieckiem, ale terminy ją goniły i nie mogła zmienić szkicu, który już poszedł do druku? Wolałeś myśleć, że jednak nie jesteś do końca skreślony w jej oczach.
- Przewróć na następną stronę - brunetka dźgnęła cię palcem, a ty posłusznie przewróciłeś wydanie na kolejną stronę i gdybyś mógł cofnąć czas to byś tego nie zrobił. Praktycznie od razu uderzyło cię zdjęcie Zawadzkiej i tytuł “Redakcyjna rodzina się powiększa”. Ledwie zdążyłeś potrząsnąć głową, gdy dotarły do ciebie słowa przyjaciółki. - To nie jest ten twój Tomek? - czułeś jak wszystkie organy podchodzą ci do gardła, a dłonie mimowolnie zaciskają się w pięści.
Odsunąłeś od siebie brunetki, która patrzyła na ciebie nierozumiejącym spojrzeniem ze ściągniętymi brwiami, a ty jedynie machnąłeś ręką, żeby nie zadawała pytań. Nie mogłeś uwierzyć, że blondynka była w stanie grać na waszych uczuciach jednocześnie. Nie mogłeś zrozumieć jak można było być tak podłym, bo przecież wiele razy mówiłeś jej o Fornalu, o tym, że w dalszym ciągu macie kontakt i, że traktujesz go prawie jak brata.
- Doma, muszę wyjść - rzuciłeś czując jak tępy ból poraża twoje myślenie, jednak nie mogłeś pozwolić sobie na nieprzewidziane konsekwencje. - Zadzwoń do Pliny i powiedz, żeby mnie krył, okej? - prawie nią potrząsnąłeś, jednak opanowałeś się w ostatniej chwili widząc jak kiwa głową wierząc, że gdy się uspokoisz wszystko jej wytłumaczysz; widziałeś to w jej oczach.
Nie minęła chwila, a ty siedziałeś na fotelu kierowcy swojego samochodu z nawigacją w ręku ustawiając trasę Olsztyn-Radom przez Warszawę czując jak mocno serce obija ci mostek na myśl o zderzeniu się z okropną prawdę, która miała zmienić twoje życie, chociaż wcale tego nie chciałeś. Myślałeś, że nie może być gorzej, ale wtedy wnętrze auto wypełniła solówka gitarzysty Iron Maiden, a na wyświetlaczu pojawiła się roześmiana twarz przyjmującego radomskiego klubu

- Jednak piekło istnieje - mruknąłeś do siebie dotykając zielonej słuchawki.

***


Nie odezwałeś się słowem do blondynki siedzącej na fotelu pasażera przez całe sto pięć kilometrów dzielącym Warszawę i Radom. Nie miałeś zamiaru tracić czasu na bezsensowne dyskusje z dziennikarką, bo wszystko co chciałeś powiedzieć powiedziałeś w jej mieszkaniu. Na początku drwiła z ciebie mówiąc, że to nie jest tak, że nie powinna to cię obchodzić, jednak gdy powiedziałeś jej o notatce prasowej zamarła - zaczął się płacz i od tamtego momentu nie zaprzeczyła. Nie byłeś w stanie spojrzeć jej w twarz myśląc o tym wszystkim zbyt intensywnie, aby móc zająć myśli czymś innym. Wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko - w jednej chwili podjąłeś decyzję, aby wsiadła do twojego samochodu. Nawet nie zapytała o cel podróży, ale dostrzegłeś, gdy wjechaliście do miasta nieco się spięła.
- Sama mu to wszystko wytłumaczysz - rzuciłeś jedynie z odrazą skręcając w ulicę, przy której stał blok Fornala. Nie odpowiedziała, a jedynie przełknęła głośno ponownie utkwiwszy wzrok w migających za szybą budynkach. Przez całą drogę próbowałeś kontrolować oddech, aby nie wybuchnąć krzykiem, gdy tylko przekroczysz próg mieszkania przyjmującego. Sam jakoś się z tym wszystkim pogodziłeś, przynajmniej nie dopuszczałeś do siebie żalu, bólu, otępienia. Wszystko inne zostało przesłonięte przez złość, czystą odrazę do blondynki i strach o reakcję przyjaciela. W ostatnich tygodniach rozmawialiście praktycznie codziennie i czułeś jak silnym uczuciem darzy kobietę, która zakręciła w głowie wam obojgu. Opowiadał, że to przy niej czuje, że żyje i chce z nią być mimo wszystko. Kiwałeś wtedy głową ciesząc się szczęściem przyjaciela, ale nie mogłeś tak tego zostawić, nie mogłeś pozwolić, aby ona żyła dalej bawiąc się kolejnymi facetami. Skąd mogłeś wiedzieć czy byliście tylko wy dwaj? Może miała jeszcze innych, w innych miastach, kolejnych tak szaleńczo w niej zakochanych. Zaparkowałeś tuż przed klatką bruneta i zgodnie z regułami, które wpoiła ci matka otworzyłeś Lenie drzwi - mimo jej zachowania w dalszym ciągu była kobietą, która mogła nosić pod sercem twoje dziecko; kobietą należał się szacunek. Spojrzała na ciebie wystraszona ale ruszyła w stronę wejścia do bloku, a ty zdałeś sobie sprawę jak cienka linia dzieli miłość i nienawiść. Bez słowa nacisnąłeś na domofon, a po chwili staliście przed drzwiami mieszkania Tomka. Dopiero teraz poczułeś obezwładniającą bezradność, bo co właściwie miałeś zrobić, nie wiedziałeś od czego zacząć, co mu oszczędzić, jak się zachować.
- Kuba, Lenka - przywitał was radośnie, a ty starałeś się zmusić do grymasu przypominającego uśmiech. Blondynka stała krok za tobą jakby bała się, że już na korytarzu zaczniesz swoją tyradę o jej wierności lub raczej jej braku. - Co wy tutaj robicie?
Skierowałeś się od razu do kuchni, a pozostała dwójka została jeszcze chwilę w przedpokoju. Podejrzewałeś, że przyjaciel chciał się upewnić, że z ciężarną kobietą jest wszystko w porządku; Tomek już taki był, gdy na czymś mu zależało - przewrażliwiony. Po chwili zjawili się w pomieszczeniu i widziałeś strach w oczach blondynki, gdy bawiła się rękawem obszernego swetra. Przeczesałeś palcami włosy czując, że to nie będzie takie proste - fakt, nawet się nie spodziewałeś, że to takie będzie.
- Musimy pogadać - starałeś się przybrać jak najbardziej neutralny ton, bo właściciel mieszkania znał cię na wylot, a ty nie chciałeś, żeby od początku wyczuł kłopoty. - Usiądź.
- Postoję - poruszył się nerwowo opierając się o kuchenne szafki. Widziałeś kalejdoskop emocji na twarzy kobiety i narastający niepokój na twarzy chłopaka, któremu chciałeś zadać jeszcze większy ból niż brak powołania do kadry czy kłótnia z rodzicami. Chciałeś zniszczyć wszystko co miał, wszystko co wydawało mi się stabilne przez ostatnie miesiące. Nie byłeś pewny czy możesz to zrobić, ale jak jego przyjaciel nie mogłeś go okłamywać.
- Siadaj - warknąłeś przez zaciśnięte zęby - Bo jak skończy mówić to na pewno będziesz chciał to zrobić - patrzyłeś jak nieufnie siada naprzeciwko i rozgląda się jakby szukał u blondynki wsparcia, jednak ona wpatrywała się w ciebie jakby czekała na wyrok, na karę śmierci, którą ty miałeś wykonać. - Mów - nastała cisza przerywana jedynie waszymi przerywanymi ze zdenerwowania oddechami, podczas których próbowałeś zebrać się w sobie, aby zacząć mówić, opowiadać. - Przepraszam stary, ale Lena była ze mną.
Zacząłeś i mówiłeś tak przez następną godzinę - nie pozwoliłeś sobie przerwać, gdy po policzkach chłopaka zaczęły płynąć łzy, gdy zaczął krzyczeć, że to nieprawda, gdy błagał ukochaną, żeby zaprzeczyła. Chrypiałeś wszystko co wiedziałeś, wszystko co się wydarzyło między wami i widziałeś jak zaczyna nienawidzić ciebie, ale też siebie, za to, że dał się w to wszystko wciągnąć.

***

        Zawsze drażniła cię, ciążyła, a wręcz doprowadzała do szału cisza wypełniająca twoje lokum teraz jednak zapragnąłeś, aby cię otuliła. Potrzebowałeś jej jak wybawienia od słów opuszczających z wyraźną wściekłością niczym karabin maszynowy usta środkowego spoczywającego na krześle przy kuchennym stole.  Każde jego zdanie raniło cię na wylot jak pocisk z pistoletu. Im więcej ich było tym obfitsze rany w tobie powodowały. Czułeś się jak ofiara wojny. Wpatrywałeś się oniemiały w sylwetkę Jakuba, kręcąc z niedowierzaniem głową. Ogarnął cię totalny amok. Nie byłeś w stanie dopuścić do siebie, że to co roznosiło się po wnętrzu radomskiego mieszkania to prawda.  Miałeś ochotę paść na kolana i błagać o koniec męki. Przemierzałeś pomieszczenie, wbijając palce z całej siły w skórę głowy. Chciałeś sobie wyrwać włosy. Słowa przyjaciela dudniły w twojej głowie, roznosiły się echem. Najzwyczajniej w świecie przytłaczały cię. Ból rozrywał każdy skrawek twojego dwumetrowego ciała, a najbardziej cierpiało serce kochające tak namiętnie, tak czule. A źródłem tego wszystkiego była ona. Dziennikarka, z którą kilka minut po trzynastej  przeżywałeś rozkosz, oddając się jej, bez oczekiwania niczego w zamian. Pokazywałeś jej jak bardzo ją kochasz i starałeś namówić do wspólnego życia. Kilka godzin wcześniej wydusiła z siebie, że coś do ciebie czuje. Prychnąłeś pod nosem na to wspomnienie. Wtedy to było najcudowniejsze kilka sekund w twoim życiu, a teraz? Teraz obawiałeś się, że to jedynie puste słowa jakie opuściły jej boskie usta. Byłeś dla niej w stanie tyle zrobić. Nie mogłeś uwierzyć, że byłeś aż tak naiwny, że sypiałeś z dziewczyną Kochanowskiego, że się w niej tak cholernie mocno zakochałeś, że planowałeś z nią przyszłość. Gdybyś tylko  nie fuknął tak na Filipa. Gdybyś tylko zachował trzeźwy umysł i połączył fakty. Gdybyś nie był tak w nią zapatrzony... Gdy  twoje błękitne tęczówki natrafiały na drobną blondynkę widniejąca u boku przyjaciela, której słone łzy obficie skapywały po policzkach prychałeś pod nosem.  Zawsze sprawiała wrażenie pewnej siebie, stanowczej, ale za tą maską kryła się niewinna, kruchutka dziewczyna. Nie wierzyłeś, że kobieta, która mogła nosić twoje dziecko wymierzyła ci taki cios. Nie mieściło ci się to w  głowie. Serce wciąż walczyło z umysłem.  Toczyło z nim wyrównaną bitwę. Nie rozumiałeś jednego. Dlaczego ci się to przytrafiło? Przecież starałeś się być dobrym człowiekiem. Pomagałeś starszym sąsiadkom z bloku wnosić zakupy. Wspierałeś różne akcje charytatywne dla chorych dzieciaków czy z pozytywną energią starałeś się im tłumaczyć reguły siatkówki podczas wizyt w szkole. Nigdy nikogo nie oceniałeś po pozorach. Nie odmawiałeś wywiadów.  Zagłębiłeś się z Zawadzką w romans, ale nie robiłeś nic złego. Byłeś singlem. To ona od samego początku waszej przygody, która przeistoczyła się w miłość z twojej strony, posiadała partnera. Chciałeś ukoić przeszywający cię ból.  Nie miałeś pojęcia co dopiero mógł przeżywać kapitan juniorskiej reprezentacji, którego pokiereszowała równie dotkliwie jak ciebie. A może nawet dotkliwiej? Chciałeś zniknąć. Rozpłynąć się w powietrzu. Zniwelowałeś dzielący cię dystans i przystanąłeś naprzeciwko niej. Wlepiłeś w nią przeszywający, intensywny wzrok i szepnąłeś słabo, wpatrując się głęboko  w jej czekoladowe tęczówki, w których nie raz utonąłeś na dłuższą chwilę:
           - Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłaś?
Chciałeś prześwietlić ją  swoim spojrzeniem na wylot. Przeniknąć do jej umysłu i uzyskać odpowiedzi na nurtujące cię pytania. Blondynka pociągnęła nosem i wzruszyła ramionami. Rozchylała usta podejmując się prób wykrzesania z siebie czegoś, ale ostatecznie rezygnowała. Ten smutek, żal, rozczarowanie, ból, ostatki uczucia jakim ją darzyłeś w widniejące w twoich oczach miała zapamiętać już na zawsze. Przynajmniej tego chciałeś. Aby zapamiętała i żyła z krzywdzą jaką ci wyrządziła. Zgarnąłeś telefon ze stolika w kuchni i wybiegłeś z mieszkania, trzaskając drzwiami. Snułeś się opustoszonymi ulicami Radomia, walcząc z chęcią wykonania połączenia do atakującego. Wiedziałeś, że powie " a nie mówiłem", czego ochoty nie miałeś usłyszeć. Przyłożyłeś telefon do ucha, oczekując na zaakceptowanie połączenie przez przyjaciela. Westchnąłeś głośno i nie miałeś już siły tego tamować. Pozwoliłeś słonej cieczy wyznaczać szlak na twoich zimnych policzkach. Pociągnąłeś nosem, a wtedy w słuchawce usłyszałeś tę  znajomą z wnętrza pokoju w spalskim lesie barwę głosu :
         -Fornal, ty ryczysz?!
        -Możesz przyjechać do Radomia? - zapytałeś łagodnie, starając się zapanować nad łamiącym się głosem.
       - Ale co się stało?- słyszałeś nutkę przerażenia u libero.
      - Kurwa! Możesz przyjechać czy nie?!-warknąłeś do telefonu.
      - Będę jeszcze dzisiaj.-wychrypiał Masłowski.


R: To się porobiło. Dopieszczę wizualnie jutro, i promise!

F: Witam i jednocześnie proszę o nie zabicie mnie za to co przelałam na klawiaturę 😏 Kuba cierpi, Forni cierpi, a Lena ma za swoje 🙄 Cóż, niektórzy czekali na tą konfrontację i się doczekali, ale to nie koniec zwrotów akcji w tej historii także zapraszam do zostania ze mną i ret do końca 😊