wtorek, 10 lipca 2018

Rozdział jedenasty

       Opierałeś  głowę na ramieniu rzeszowskiego libero i wpatrywałeś się w grafitowe niebo wypełnione połyskującymi gwiazdami.  Przymknąłeś powieki i rozkoszowałeś się nieskazitelną, błogą ciszą otulającą miasto, w którym rozwinąłeś swoje skrzydła pod nadzorem byłego atakującego reprezentacji Polski.  Przybywając w jego tereny nie spodziewałeś się, że będziesz tu przeżywał tak bolesne chwile. Prychnąłeś pod nosem, gdy twój mózg przytoczył obraz rozpromienionej twarzy blondynki, za którą kryło się jej prawdziwe ja, czyli oblicze pozbawionej wszelkich wyrzutów sumienia kobiety. Odnalazłeś w mroku za pomocą dłoni przeźroczystą butelkę i bez zastanowienia przyłożyłeś ją do ust, pochłaniając jej  dość sporą ilość. Skrzywiłeś się, kiedy do twoich kubków smakowych dotarł gorzki posmak i podałeś trunek przyjacielowi. Masłowski spojrzał na ciebie z zadartą brwią, ale po chwili także upił łyk, ale zdecydowanie mniej obfity niż ty. Przechwyciłeś od niego flaszkę i już miałeś ponownie ją skonsumować, kiedy wyrwał ci ją zamaszystym ruchem i wpakował do kubła na śmieci znajdującego się niedaleko was. Zmierzyłeś go groźnym wzrokiem, ale on jedynie wzruszył ramionami i uznał, że tak będzie dla ciebie lepiej. Fuknąłeś pod nosem, dając wyraz swojego niezadowolenia. Raptownie poderwałeś się z miejsca i zatoczyłeś, tracąc równowagę. Brunet pokręcił z dezaprobatą głową i objął cię ramieniem, twoje zarzucając na swoja szyję. Ślamazarnym tempem ruszyliście w stronę twojego osiedla. Ciężar pojawiający się z każdym kolejnym wykonanym ruchem był dla ciebie nie do zniesienia. Nie miałeś najmniejszej ochoty na nic, nie wspominając już o spacerze. Nie spodziewałeś się, że tak szybko pochłonięta zawartość jednej Żubrówki wywoła u ciebie takie szkody. Zwaliła cię z nóg. Może dlatego, że naprawdę rzadko zdarzało ci się szaleć z alkoholem i organizm nie był przyzwyczajony do pochłaniania takiego stężenia procentów? Uradowany wyściskałeś Mateusza, kiedy znalazłeś się wraz z nim we wnętrzu twojego mieszkania. Twój gość zaniósł się śmiechem spowodowanym twoim zachowaniem i pchnął cię na sofę w salonie. Runąłeś na nią z hukiem i zamknąłeś ociężałe powieki, gdy twój policzek spotkał się z miękkim, przyjemnym materiałem jednej z poduszek.  Nie było ci jednak dane długo wędrować po krainie Morfeusza, gdyż poderwałeś się do pozycji siedzącej i wrzeszczałeś na całe gardło, kręcąc z niedowierzaniem głową. Przerażony 20-latek wparował do salonu i opadł na miejsce obok ciebie, łapiąc cię za ramiona i potrząsając nimi energicznie. W końcu wyrwałeś się z amoku i popatrzyłeś na niego z niezrozumieniem.
    – Miałem okropny sen – wydusiłeś z siebie oszołomiony. –Kochanowski wpakował mi się do mieszkania i wściekły uświadamiał mi, że Lena to jego dziewczyna i oszukała nas oboje. – rzuciłeś, nie zrywając z nim kontaktu wzrokowego.
     – To nie był sen, Tytus – wyszeptał łagodnie, wpatrując się w twoją twarz z niepokojem.
Rozwarłeś usta i połączyłeś ze sobą fakty. Wszystko atakowało cię od nowa, jak wracający bumerang. Miał rację. To nie było złudzeniem wytworzonym przez twoją wyobraźnie. To było realną zmorą. Spuściłeś głowę i wbiłeś pusty wzrok w jasny odcień paneli. Twoim ciałem zawładnął spazm, a chwilę później z kącików twoich oczu wydobyły się pierwsze łzy. Cierpienie ponownie wypełniło cię od stóp aż po czubek głowy. Twoje dwumetrowe ciało ponownie otuliła bezsilność. Przyjaciel wpatrywał się w ciebie błękitnymi tęczówkami połyskującymi pod wpływem blasku księżyca, który przedostawał się do pomieszczenia przez niezasłonięte okna. Westchnął głośno i poklepał cię solidnie po plecach, okazując ci tym gestem, że cię wspiera. Wysiliłeś na słaby uśmiech, zwracając twarz w jego kierunku. Słona ciecz błądząca po twoich policzkach skapywała na dywan pod twoimi stopami, przysłaniając ci widok na bruneta. Dostrzegłeś jednak, że i jego oczy zaszkliły się niebezpiecznie. Po chwili pozwoliłeś ustom opuszczać słowa z prędkością karabinu maszynowego, choć wcześniej nie byłeś tak wylewny, jeżeli chodziło o sytuację mającą w twoim mieszkaniu miejsce kilka godzin temu.
    – Kurwa, kochałem ją. – syknąłeś przez zaciśnięte zęby, uderzając dłonią w blat stołu. – Może nadal kocham.-dodałeś już ciszej.
    – Wiem, stary. Widziałem to po tobie już przed meczem w waszej hali – mruknął libero. – Widziałem jak na nią patrzyłeś.
    – Powiedz mi, czym ja sobie na to zasłużyłem? Naprawdę jestem aż tak złym człowiekiem? – wypowiedziałeś z bezsilnością.


***

Uderzałeś z całych sił w drzwi warszawskiego mieszkania nie przejmując się, że wzbudzasz ciekawość wśród sąsiadów - byłeś opętany złością, poczuciem niesprawiedliwości. Nie wiesz ile razy przekroczyłeś prędkość na trasie Olsztyn-Warszawa, ale zdecydowanie miałeś szczęście, że prawo jazdy masz schowane jeszcze w portfelu. Minęła chwila nim blondynka stanęła przed tobą ze zdzwieniem wymalowanym na twarzy. Nie potrafiłeś się opanować, nie wiedziałeś co robisz.
– Czy ty jesteś normalna? – poniosłeś głos kręcąc z niedowierzaniem głową, a ona cała się spięła. – Jak mogłeś wplątać mnie w tak chorą grę?! I to w dodatku z moim przyjacielem? Kobieto ty się leczyć powinnaś!
Przełknęła głośno ślinę rozglądając się wokół i miała szczęście bo nikt nie wchodził na jej piętro. Próbowała dotknął twojego ramienia, uspokoić, ale wytrwałeś się jej niczym zwierze uwolnione z potrzasku. Nie mogłeś na nią patrzeć, nie mogłeś uwierzyć, że dałeś się wykorzystać.
– Nie rób scen na korytarzu – rzuciła cierpko przez zaciśnięte zęby. – Zaraz się sąsiedzi zejda. Chcesz tego?
Przewróciłeś oczami wchodząc za nią wgłąb mieszkania, które nadal kojarzyło ci się z waszymi pierwszymi wspólnymi nocami, a teraz to było tak nierealne, tak abstrakcyjne. Spojrzałeś na jej sylwetkę w dużej bluzie, gdy siadała na kanapie zakladając nogę na nogę.
– O co tyle krzyku, Kubusiu? – zapytała ironicznie, a w tobie zagotowało się na tyle, że zacisnąłeś ręce w pięści. – Nie wystarczy ci, że przez ciebie będę samotną matką?
– Cały misterny plan poszedł do śmieci, skończ to przedstawienie – rzuciłeś w jej stronę najnowsze wydanie gazety, którą kupiłeś po drodze. – Strona czwarta, trzeba bardziej pilnować tego przed drukiem. – włożyłeś dłonie do kieszenii, gdy jej twarz zmieniała kolory aż stała się trupioblada. Pokręciła z niedowierzaniem głową chcąc zaprotestować, ale nie dopuściłeś jej do głosu. – Skoro wszystko było fałszem to może wcale nie jesteś w tej ciąży, może to kolejny punkt durnego planu?!
Poderwała się z miejsca mierząc cię piorunującym spojrzeniem. Czułeś, że igrasz z ogniem, ale nie bałeś się sparzyć, chciałeś go zgasić i ocalić przed zagładą resztę świata.
– Jesteś żałosny – rzuciła oschle patrząc ci w oczy, gdy jej nie wyrażały żadnych emocji. Nie zaprzeczyła, nie powiedziała, że to jakaś pomyłka, głupi żart i chyba właśnie to w tamtym momencie zabolało cię najmocniej. Zamroczyło cię na chwilę, gdy zbierałeś myśli, jednak nie byłeś w stanie zrobić nic innego - w takiej sytuacji musiałeś wybrać mniejsze zło.
– Nie porównuj mnie do siebie – zadrwiłeś przeczesując palcami włosy. – Teraz grzecznie się ubierzesz i wypijesz to piwo, które naważyłaś. – zapiąłeś kurtkę i posłałeś w jej stronę pocałunek. - Czekam na dole.
Nie wiesz co robiła, czy podchodziła do okna sprawdzając czy nadal tam stoisz, a może posłusznie założyła kurtkę. Nie masz pojęcia i, gdy wsiadła do twojego samochodu uświadomiłeś sobie, że to nie ma w tym momencie wielkiego znaczenia. Ustawiłeś nawigację na najszybszą trasę do Radomia mając nadzieję, że to co usłyszy przyjmujący nie zrani go do szpiku kości. Ruszając spod bloku blondynki spojrzałeś na nią kątem oka - siedziała bez ruchu wpatrzona w przednią szybę i poczułeś, że mimo tego co zrobiła już zawsze będą cię łączyły z jej osobą miłe wspomnienia, chociaż zakończenie do takich nie należało.
– Przepraszam – rzuciła tak cicho, że miałeś wątpliwość czy te słowa padły z jej ust czy może to słowa lecącej w radio piosenki. Zatrzymałeś samochód na czerwonym świetle spoglądając w jej stronę i złapałeś jej wzrok - pełen żalu i poczucia winy; a może to było odbicie twoich oczu? Kiwnąłeś głową starając się uśmiechnąć, ale na to było jeszcze za wcześnie, byłeś zły i nie potrafiłeś się tego pozbyć od tak, od zwykłego pstryknięcia palcami.
– Myśl lepiej co jemu powiesz – mruknąłeś zmieniając biegu, ponieważ twoja osoba była w tym momencie jej najmniejszych problemem


***


Jęknąłeś przeciągle, gdy po wnętrzu radomskiego lokum rozniosła się znajoma melodyjka. Nakryłeś głowę poduszką i starałeś się zlekceważyć irytującego przybysza, który wielokrotnie naciskał na znienawidzony przez ciebie dzwonek. Nie zamierzałeś skazywać na samotność miękkiego materaca i otulającej twoje ciało ciepłej pierzyny. Odetchnąłeś z ulgą, kiedy dźwięk przestał rozbrzmiewać po wnętrzu twojego mieszkania i przyłożyłeś policzek do poduszki, przymykając powieki.
     – Jesteś alkoholikiem czy siatkarzem? – warknął ci tuż przy płatku ucha Filip.
Przestraszony  podskoczyłeś na łóżku, a następnie poderwałeś się momentalnie do pozycji siedzącej i zmroziłeś wzrokiem błękitnych tęczówek twarz atakującego. 23-latek wpatrywał się w ciebie intensywnie, oczekując odpowiedzi na pytanie, które padło wcześniej. Odruchowo zerknąłeś na butelkę Jack'a Daniel'sa  usytuowaną na twojej szafce nocnej i wyrzekłeś się spożywania alkoholu w czasie ostatniej doby. Już nawet ten sposób odreagowania straty Zawadzkiej nie zadawał ci ukojenia. Minęły dwa tygodnie. Pieprzone czternaście dni, trzysta trzydzieści sześć godzin, osiemset czterdzieści minut i pięćdziesiąt tysięcy czterysta sekund, a ty nadal przypominałeś rozbite naczynie. Każdy twój kawałek znajdował się odlegle od drugiego, zupełnie gdzieś indziej. Byłeś w rozsypce i to musiałeś przyznać. Widzieli to wszyscy.  Nie byłeś w stanie zapomnieć o blondynce, która skradła twoje serce na dobre, aby później je złamać. Chciałbyś jej nigdy nie poznać. Nigdy nie poczuć pod opuszkami palców jej aksamitnej, nagiej skóry. Nie zatopić twarzy w jej jasnych włosach. Nie skraść pocałunku z jej słodkich ust. Nie czuć zalegającego cieniu jej dotyku. Chciałbyś aby ona była dla ciebie nie widoczna. Po prostu nie istniała. Niechętnie udałeś się za przyjacielem do kuchni, gdzie podjął się przygotować ci obiad. Mijając po drodze liczne zdjęcia zgromadzone na komodzie w salonie zapragnąłeś stać się ponownie tym roześmianym, wiecznie wesołym chłopakiem. Znowu zarażać wszystkich swoim szczerym, błogim uśmiechem i udzielać im garść pozytywnej energii. Szaleć na parkietach Plusligii a nie przestawać całe mecze w kwadracie dla rezerwowych. Chciałeś coś z tym zrobić, ale nie potrafiłeś wykrzesać z siebie jakiejkolwiek siły.
   – Rozmawiałem z Robertem. Chce cię zawiesić, a w najgorszym przypadku usunąć z drużyny. – głos Michała przerwał twoje rozmyślenia.
        – Żartujesz, prawda? – patrząc na niego z niedowierzaniem.
       – Chcesz to wszystko przez nią stracić? – syknął, patrząc ci prosto w oczy z dociśniętymi do stołu dłońmi.
       – Nie, ale...Ty nic nie rozumiesz. – szepnąłeś słabo.
Prychnął głośno i powrócił do płyty indukcyjnej. Ile kroć razy próbowałeś mu to wytłumaczyć, opowiedzieć o tym ile dla ciebie znaczyła dziennikarka, nie potrafiłeś tego przelać na odpowiednie słowa. Żałowałeś, że nie mógł wtargnąć do twojego umysłu i serca, aby sam się o tym przekonać, aby tego wszystkiego doświadczyć.  Twojej głowy nadal nie opuściły wspomnienia tego wieczoru, kiedy wszystko runęło jak domek z kart. Nadal pamiętałeś wypełnionego ekspresją, wściekłością Kochanowskiego, zarzucającego ci, że to twoja wina, przeraźliwy wrzask wydobywający się z jego gardła, gdy puściły mu nerwy, przerażony wzrok Leny, gdy błyskawice zawisły pomiędzy twoim kontaktem wzrokom ze środkowym,  jej łamiący się głos czy bezsilną rozpacz. Wzdrygnąłeś się na samo doświadczenie tego po raz kolejny w myślach, w swoim świecie.


***


Oparłeś się o murek tarasu gdańskiego mieszkania, które w ostatnich dniach było twoją ostoją. Czułeś się wyprany z jakichkolwiek emocji, gdy przekraczałeś próg własnego mieszkania, w którym pościel nadal pachniała perfumami blondynki. Plułeś sobie w brodę, że postąpiłeś tak cholernie lekkomyślnie zabierając ją do Fornala wiedząc jak bardzo, jak szaleńczo jest w niej zakochany. Mogłeś się z nią pokłócić w stolicy, zażądać, żeby wyjawiła mu prawdę, mogłeś w jakikolwiek inny sposób załatwić tę delikatną sprawę, która postawiła na szali nie tylko jego związek, ale również waszą przyjaźń, którą budowaliście przez lata i pielęgnowaliście przez ostatnie długie miesiące. Odgiąłeś do tyłu głowę wypuszczając głośno powietrze, próbując pozbyć się huraganu myśli, które zabierały ci sen i koncentrację.
- Rozmawiałeś z nim po tym wszystkim? - usłyszałeś głos Dominiki, której zwaliłeś się na głowę z całym bałaganem, który narobiłeś przy pomocy dziennikarki. Było w jej pytaniu coś niepewnego, jakby bała się twojej reakcji, jakby nie chciała się wtrącać, póki jej o to nie poprosisz. Jednak czy fakt, że od kilku popołudni wpatrywałeś się w bezchmurne niebo na jej balkonie niemówiąc czasem zupełnie nic przez długie godziny nie były wystarczającym wołaniem o pomoc? Spojrzałeś na nią, gdy kładła się na drewnianej ławce i gdy złapała twoje spojrzenie jedynie wzruszyłeś ramionami.
– Nie wiem czy nie skreśliłem całej naszej przyjaźni – mruknąłeś niewyraźnie, ale ona doskonale zrozumiała twoje słowa i prychnęła pod nosem rzucając ci powątpiewające spojrzenie. Chciałeś i to bardzo zadzwonić do Tomka i obiecać, że to nic między wami nie zmienia, że nadal jest twoim przyjacielem, ale spodziewałeś się, że Fornal nawet nie odebrałby telefonu, tak jak nie odpisywał na ostatnie wiadomości, którymi zarzucałeś jego skrzynkę odbiorczą. Miałeś cholernie duże poczucie winy, że gdybyś ty nie ruszył tego kamienia, gdybyś nie przeczytał tamtej informacji w gazecie nie musiałbyś ratować tego co zostało po lawinie. Na szczęście wsparcia przyjmujący szukał u rzeszowskiego libero, który pewnego wieczoru zadzwonił do ciebie i obiecał, że zajmie się brunetem. Doszliście do wniosku, że on potrzebuje czasu, aby się uporać z tym przewrotem w jego życiu. – To wszystko jest bez sensu, Doma.
Brunetka pokiwała głową nie powodując wcale, że poczułeś się lepiej, ale przecież nie chciałeś, żeby kłamała. Widziałeś jak rozmyśla co ci powiedzieć, żebyś zaczął żyć znowu, ale pokręciła po chwili głową. Usiadła obok ciebie opierając głowę na twoim ramieniu na znak pełnego wsparcia, które planuje ci zagwarantować i poczułeś się trochę lepiej, jakby odjęła trochę ciężaru, który trzymał cię przy ziemi, a przecież wcześnie nauczyłeś się latać.
– Ja znam ciebie od zawsze, Tomek też już strasznie długo, więc skoro ja nie potrafiłam się na ciebie obrazić, gdy chciałeś rzucić wszystko to chyba Tomek też tak łatwo nie skreśli waszej przyjaźni. – uśmiechnąłeś się cierpko przypominając sobie tamten majowy wieczór, gdy siedzieliście w ogrodzie jej rodzinnego domu przy winie zrobionym przez jej dziadka, a przy kolejnej butelce postanowiłeś skończyć z siatkówką i spróbować odzyskać starą miłość, która dalej siedziała ci w sercu, a Dominika zabrała ci alkohol i zostawiła samego rzucając tylko “postradałeś zmysły, Kuba”. – Musisz do niego zadzwonić i pogadać, może pojedź do niego.
Zaśmiałeś się pod nosem słysząc jak coraz bardziej nakręca się na akcję ratowania waszej przyjaźni i byłeś jej za to wdzięczny, bo ona wiedziała kiedy ma cię skrytykować, a kiedy pogłaskać po główce mówiąc, że nic się nie stało. Spojrzałeś na nią kątem oka i widziałeś jak intensywnie myśli nad najlepszą formą twojego pojednania z Tomaszem, wypowiadała kolejne pomysły, ale ty ich nie słuchałeś. Patrzyłeś na zachodzące słońce i chciałeś spokoju, oderwania się od wszystkiego, zawieszenie między światami, żeby nic i nikt chociaż przez chwilę nie musiał cię obchodzić. Po dłuższej chwili, gdy przyjaciółka dźgnęła cię w żebro uświadomiłeś sobie, że padło pytanie, które podświadomie wypychałeś.
– Co z tym dzieckiem?
Przeczesałeś palcami włosy sfrustrowany, bo to była kwestia, o której również nie mogłeś przestać myśleć. Jednak było zbyt wiele niewiadomych, więc jedynie wzruszyłeś ramionami zamykając oczy.

***

Podziękowałeś barmance skinieniem głowy, gdy dostarczyła ci zamówioną wcześniej porcję alkoholu. Zatopiłeś wzrok w oświetlonej przez światło przy barze twarzy blondyna, który wpatrywał się beznamiętnym wzrokiem w ladę.  Pomiędzy wami panowała niezręczna cisza, która coraz bardziej ci ciążyła, jednak trwałeś w przekonaniu, że to twój towarzysz powinien rozpocząć rozmowę. Nie z racji, że ty nie wiedziałeś co powiedzieć, ale dlatego, gdyż to właśnie on zainicjował dzisiejsze wyjście do radomskiego lokalu. Odebrał swoje zamówienie i kiwnął głową na jeden ze stolików w dalszej części budynku, patrząc na ciebie wymownie. Powędrowałeś tam tuż za jego niższą o zaledwie centymetr sylwetką i opadłeś na miękką mini kanapę naprzeciw niego. Wypuścił powietrze ze świstem i nikle zadarł kąciki ust, zagajając do ciebie:
      – Myślę, że nie powinna nas poróżnić, a tym bardziej skłócić kobieta.
– A ja uważam, że szkoda niszczyć tej pięknej, wspaniałej przyjaźni. – posłałeś mu delikatny uśmiech.
Kapitana juniorskiej drużyny niebywale ucieszyła twoja odpowiedź i wysunął w twoim kierunku swoją wielką dłoń, a w jego oczach dało się dostrzec tlącą się nadzieję. Wierzył w to, że pogodzenie się z tobą przyjdzie mu łatwo. Mimo, iż swoim zachowaniem i wypowiedzianymi słowami sprawił ci ból to wiedziałeś, że chciał dobrze.  Zawsze chciał cię chronić. Kochałeś go jak brata. Nie umiałeś mu nie przebaczyć. Zaprezentowałeś mu swoje śnieżnobiałe perełki i ścisnąłeś jego rękę.
     – Nie potrafię sobie wybaczyć, że zaproponowałem jej, aby odeszła od ciebie, kiedy powiedziała mi, że coś do mnie czuję. – wypuściłeś powietrze ze świstem, przeczesując palcami włosy.
     – Przestań. Skąd mogłeś wiedzieć. – odparł Kochanowski, upijając łyk piwa.
    – Jaki ja byłem głupi. Michał mnie ostrzegał a ja mu nie wierzyłem – westchnąłeś głośno, kręcąc z dezaprobatą głową.
– Byłeś zakochany – uśmiechnął się pod nosem bawiąc się kuflem piwa stojącym na stoliku. – Oboje znaleźliśmy się po prostu w złym miejscu i czasie, Tomek. Nie sądziłem, że kiedyś będziemy siedzieć w barze i zastanawiać się nad takim czymś – pomachał rękami przewracając oczami.
Czułeś, że mówi szczerze i cieszyłeś się, że tak rozmowa nie jest tylko przykrym obowiązkiem, ale rozmawiacie tak samo jak wcześniej, jak dwójka przyjaciół bez tego całego bałaganu, który spadł na was zupełnie bez zapowiedzi dla kilku namiętnych nocy, skradzionych w pośpiechu pocałunków i łóżka pachnącego damskimi perfumami.
– Kumple? – zapytałeś rzucając mu zaczepny uśmiech, a po chwili wyciągnąłeś w jego kierunku dłoń. Ten symboliczny gest miał sprawić, że między wami znowu będzie tak samo jak przedtem, ale czy można zapomnieć o niewygodnej przeszłości, szczególnie jeśli mogło być coś co połączy któregoś z was z przeszłością na zawsze?
– Zawsze – uścisnął twoją dłoń mocno nią potrząsając, bo po tych wszystkich wspólnych spędzonych latach nie można od tak się rozstać, przyjaciółmi zostaje się na zawsze; w to wierzyłeś i byłeś w stanie mu to obiecać.

R: Kumple mimo wszystko, ale czy to ostatnie słowo Leny? Zobaczymy, stej in tacz!
F: Pragnę Was poinformować, że do końca tej pogmatwanej historii 2 części ;) Być może za jakiś czas powstanie druga jej część, ale okaże się jak nasza wena zafunkcjonuje czy będzie a może zaniknie.. Kto wie :D Na razie są dramaty, ale może niedługo wyjdzie słońce? ^^ Do zobaczenia za tydzień! ;*

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Mówi się, że na słowo przepraszam nigdy nie jest za późno, ale w przypadku Leny nie będzie dobrego czasu. Ogromnie się cieszę, że chociaż oni się pogodzili i dalej będą kumplami, bo szkoda byłoby, aby taka przyjaźń przestała istnieć. Czekam na kolejny i buziaki dla Was

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ta Lena to dla mnie jest wyrafinowaną s***
      Jak można być tak podłym człowiekiem zraniła z premedytacją dwóch najlepszych przyjaciół. Będąc z Kubą miała kogoś na boku i ma jeszcze do niego pretensje?! Bardzo dobrze zrobił, że ją zawiózł do Tomka. Nawet jeśli to zraniło Fornala, to on również zasługiwał na prawdę. Lepsza najgorsze prawda niż najsłodsze kłamstwo, czy jakoś tak to szło. :)I Lena uważa, że to przepraszam coś zmieni? Pewnie nawet nie było szczere.... Masakra nie znoszę tej panny...
      Dobra wyżyłam się na niej, czas przejść do pozytywów. :D
      Na pewno ta historia z Leną pokazała jak silna jest przyjaźń Kuby i Tomka oraz jak wiele może przetrwać. ;) Taka przyjaźń to skarb i niezmiernie mnie cieszy, że potrafili się ze sobą dogadać. Znajomość z Leną nie była warta niszczenia tak wyjątkowej przyjaźni.
      Pozostaje jeszcze jedna niewiadoma. Czyje to dziecko? I co z tym zrobi Lena. Mimo że chłopaki bardzo cierpią ( nad czym wciąż ubolewam :( ) To jednak, któryś z nich może być ojcem. Dziecko na pewno tu nie jest niczemu winne, gorzej tylko jak Lena będzie chciała je, jeszcze w jakiś sposób wykorzystać. Ona to już mnie niczym nie zdziwi, to zła kobieta jest!
      No nic czekam na nowości! <3
      POZDRAWIAM !!!
      Paulka

      Usuń
    2. No za wiele rzeczy można jej nie lubić 😏
      No to jest niezaprzeczalne 😏
      Kwestia dziecka niebawem się wyjaśni 😏
      Dziękujwmy i pozdrawiamy ♥️😘

      Usuń
  3. Że tak zacznę żartobliwie... Że przepraszam bardzo, Mateusz wyrzucił flaszkę do kosza? Och, nie wolno tak traktować Żubrówki! :( :D
    Ale już przechodząc do rzeczy... Tak bardzo mi szkoda Kuby i Tomka :( Co ta Lena z nimi zrobiła, ja się pytam? No i naprawdę serce boli, gdy czyta się o bólu Tomka, o przemyśleniach Kuby... I to wszystko przez kobietę, ech... Oni naprawdę to przeżywają i żaden z nich nie zasłużył na takie traktowanie. Lena strasznie mnie zdenerwowała w początkowej fazie tego rozdziału, gdy zobaczyła się z Kubą. Jej zachowanie, słowa, no ugh! Niby później wymamrotała w jego stronę przeprosiny, ale za późno. O wiele za późno...
    Najbardziej cieszę się z tego, że Kuba i Tomek szczerze ze sobą porozmawiali i z tego, że co zrobiła im Lena nie wpłynie niekorzystnie na ich przyjaźń. I to się ceni :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciał, aby już Tomek jej nie chwycił w swoje ręce 😂😂
      Lena to naprawdę dziwna osoba 😏
      Z tym to się ceni zajechałaś mi Tomkiem z filmiku 😂😂
      Chłopaki uznali, że szkoda tylu lat razem spędzonych 😋
      Dziękujemy i pozdrawiamy 😘

      Usuń